Trzeźwe spojrzenie na iPhone’a X

Od wczorajszej premiery minęło już kilkanaście godzin, emocje (o ile w ogóle jakiekolwiek się pojawiły) już opadły. Nie mam zamiaru tworzyć kolejnego wpisu na temat tego, jak rewolucyjny okazał się najnowszy smartfon Apple lub też wypominać „innowacje”, które konkurencja udostępniła nam już kilka lat wcześniej – o tym pisał każdy możliwy portal technologiczny. Chciałbym spojrzeć na iPhone’a X z trochę innej strony. Tej marketingowej.

Jobs by to zrobił inaczej

Niezależnie od tego, czy znajdziemy się po jabłkowej stronie mocy czy też w konkurencyjnym obozie, usłyszymy głosy, że za Jobsa było lepiej. To już nie jest to samo Apple co dawniej. Pytanie, czy współczesne Apple potrzebuje Jobsa.

Jobs był wizjonerem i nie da się temu zaprzeczyć. Ale przede wszystkim był genialnym marketingowcem, o czym wielu zapomina. Odchodząc, Steve zabrał ze sobą swoje wizje, ale zostawił po sobie ogromną machinę marketingową, którą Tim Cook z powodzeniem napędza dalej. Być może robi to nawet z większym rozmachem, niż robił to jego poprzednik.

Na pewno jednak Jobs by nie pozwolił na sytuacje, do jakich dochodziło w ostatnim czasie. Dawniej Apple potrafiło dochować tajemnicy do samej premiery. Oczywiście, wyciekały jakieś pojedyncze elementy czy pojawiały się domysły, ale nawet gdy świat ujrzał prototyp iPhone’a 4, nie sprawiło to, że Apple nie miało czym zaskoczyć widza podczas prezentacji. Wczorajsza premiera była tylko premierą w teorii, wszyscy już o wszystkim wiedzieli. Czasy „One more thing” to już przeszłość.

Czy Apple potrzebuje wizjonerstwa?

Uważam, że nie. Nie bronię tu iPhone’a X, również uważam, że nie pokazano w nim niczego, co by zasługiwało na „efekt wow”, a tym bardziej na zawartość mojego portfela. Bezramkowy wyświetlacz? Mają go nawet średniopółkowe „chińczyki”. Bezprzewodowe ładowanie? Miały to już Nokie z serii Lumia w 2012 roku. Wyświetlacz z „wcięciem”? Essential Phone.

Redaktor Pająk wspominał na swoim blogu o tym, że iPhone X to przyszłość smartfonów. Niestety, ale nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Przyszłość już dawno wyznaczyli Chińczycy i Koreańczycy, teraz to oni są wizjonerami.

Popatrz co robi konkurencja i zrób to samo. Z tą różnicą, że nasze ma działać.

Apple już dawno odpuściło sobie zabawę w wynajdowanie nowych technologii. Właściwie, prawie nigdy tego nie robiło. Konkurenci to wprowadzą, przetestują. Jeśli rynek się tym zainteresuje, Apple ze spokojem wprowadzi to do swojego urządzenia. Z tym, że zrobi to o wiele lepiej. I to sprzeda z takim zyskiem, z jakim nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Tak było w latach ’80, kiedy „podpatrzono” interface graficzny od Xeroxa. Tak było wtedy, kiedy w 2010 roku pokazano tableta (kilkanaście lat po Microsofcie, o czym pisałem tutaj).

Tak jest i teraz, kiedy pokazano bezprzewodowe ładowanie 5 lat po Nokii. Z tym, że Nokia nie umiała tego sprzedać, a Apple sprawi, że niedługo wszyscy będziemy w ten sposób ładowali swoje telefony.

Na pewno muszę się zgodzić z redaktorem Pająkiem, że w „nadążaniu za konkurencją” Apple ma pewną przewagę – ma za sobą cały sztab deweloperów, którzy zrobią z „nowych-starych” wynalazków pożytek. Apple nie musi pokazywać, jak bardzo coś jest innowacyjne, oni tylko dają odpowiednią technologię. To deweloperzy wyciskają z iPhone’a ostatnie soki, by pokazać, czego nie potrafi konkurencja.

Fabryka ludzkich potrzeb

Apple przy pomocy wyżyłowanego marketingu kreuje ludzkie potrzeby i to się nie zmieniło od czasów Steve’a Jobsa. Jobs pokazał swoim następcom, jak to umiejętnie robić, a Tim Cook z ekipą dopracowali sztuczki założyciela firmy do najmniejszego szczegółu.

Szerokim echem odbiła się wpadka z prezentacji, kiedy nie zadziałała technologia Face ID, która ma zastąpić czytnik linii papilarnych. Krytycy uważają, że Jobs by nie dopuścił do tego, by jego firma pokazała światu technologię, która nie działa. Ciekawe, kto jeszcze pamięta, że podczas prezentacji pierwszego iPhone’a rozmowa telefoniczna wykonana nowym telefonem była zwykłym nagraniem, ponieważ pokazywany prototyp notorycznie gubił zasięg. Z resztą, Steve miał przy sobie kilka zapasowych egzemplarzy, ponieważ premierowy iPhone 2G lubił się zawiesić. Czy świat się tym przejął? Jak widać, nie.

10 lat temu Apple wmówiło nam, że potrzebujemy smartfona bez funkcji MMSów, przedniej kamery i sieci 3G. Teraz wmawia nam, że potrzebujemy emotikonek, które sprawiają, że animowana kupka ma nasz wyraz twarzy. Czy to ma sens? Sztab marketingowców przekona Ciebie, że tak, że to rewolucja. Szykuj nerkę, bo niedługo i Ty będziesz chciał posiadać najnowszego iPhone’a.

Nie jestem fanatykiem iPhone’a, nie jestem fanboyem Androida.

Ekosystem Apple’a absolutnie do mnie nie przemawia i nie pasuje do moich potrzeb. Nie podchodzę jednak do tematu najnowszego iPhone’a X jak wielu innych komentatorów, nie mam w sobie tej dawki emocji, która innym towarzyszy przy pisaniu o najnowszych premierach Apple.

Mógłbym wypisywać przykłady użytych wcześniej technologii, wypominać gigantowi z Cupertino, że brakuje mu polotu i „tego czegoś”. Tylko po co. Czy Tim Cook przejmie się moją… kogokolwiek opinią? Pewnie, że nie. Zapewne siedzi przed kominkiem z Jonem Ivem. Popijają whisky i zastanawiają się, co zrobią aktywiści z GreenPeace, kiedy dowiedzą się o tym, że nad kampusem Apple wisi chmura dymu z palących się dolarów.

Przeczytaj inne felietony:
Samochody od Samsunga, szczepionki od LG
Alcatel – uprzejmie przypominam, że ta marka jeszcze istnieje
Postęp technologiczny jest dobry
YotaPhone – Rosjanin chińskiego pochodzenia
Jak Microsoft próbował wynaleźć tablet — trzykrotnie
Google Pixel: Android może być płynny i niezawodny

Podoba Ci się TBiMZ? Zostań moim Patronem!