O tym, że historia „mądrych telefonów” nie rozpoczęła się od premiery telefonów z nadgryzionym jabłkiem, mogliście dowiedzieć się choćby z wpisu na temat pierwszego smartfonu z 1994 roku. Dzisiaj natomiast postanowiłem samemu podzielić inteligentne telefony na cztery okresy. Powiedzmy że będą to ich generacje.
IBM Simon i pierwsze próby połączenia idei komputera z telefonem
Jest to praktycznie cały okres lat ’90 ubiegłego wieku. Mimo tego, że ówczesnym telefonom bliżej było do cegłówki niż urządzenia mobilnego, znalazły się osoby, które widziały w nich namiastkę komputera. Zresztą powstały PDA (Personal Digital Assistant), które pozwalały na pracę z siecią poza biurem. Co więc szkodziło, by pozwolić kieszonkowej namiastce komputera wykonywać połączenia telefonicznie?
W 1992 IBM pokazał prototyp Simona, pozwalającego nie tylko dzwonić, ale również wysyłać maile oraz – co najważniejsze w smartfonach – instalować własne aplikacje. O ile Simon był w swoim czasie bardziej ciekawostką niż urządzeniem masowym (m.in. ze względu na cenę), z czasem powstawały kolejne skomputeryzowane telefony. Zaczęły powstawać systemy operacyjne dedykowane tego typu telefonom.
Jednym z bardziej zaawansowanych był EPOC32 tworzony przez firmę PSION. Producenci pierwszych smartfonów widzieli w tym systemie tak ogromny potencjał, że w czerwcu 1998 roku postanowili połączyć swoje siły i razem z firmą PSION rozwijać go pod wspólnym szyldem.
Tak powstała spółka o nazwie Symbian – taką nazwę przyjęło też jej oprogramowanie. Początkowo największy wpływ na Symbiana miała firma Ericsson, która zresztą wypuściła pierwszy telefon z tym systemem – R380. To właśnie z tym modelem po raz pierwszy wprowadzono na rynek określenie smartfon.
Druga generacja: kolorowe wyświetlacze i aparaty
Wprowadzenie kolorowych wyświetlaczy i mobilnych aparatów pozwoliło inaczej spojrzeć na telefony komórkowe. Komórka przestała być jedynie przenośną cegiełką z funkcją pisania SMS-ów i graniem w Snake’a.
Spojrzeliśmy na te urządzenia w kontekście personalizacji (która już nie ograniczała się jedynie do założenia kolorowej obudowy). Olbrzymią popularnością cieszyły się motywy, tapety, dzwonki true tone. Młodszym czytelnikom może być trudno sobie wyobrazić, jaką radością było dla dziadków przypisanie zdjęcia ich wnuków do kontaktów w książce telefonicznej.
Kolorowy wyświetlacz niewątpliwie wpłynął na funkcje multimedialne smartfonów. Zamieniły się one w przenośne aparaty, kamery, a nawet mobilne konsole do gier. Najlepszym tego przykładem była Nokia N-Gage z 2003 roku. Coraz popularniejszym wyposażeniem telefonów był moduł WiFi (oraz sieć 3G), pozwalające wygodnie przeglądać internet. Nie były to już tylko tekstowe usługi WAP, a całe multimedialne serwisy dostosowane do małych wyświetlaczy.
Smartfon przestał już być tylko mobilnym biurem – stał się przenośnym kombajnem multimedialnym.
Pożegnanie z rysikiem
Przełomowym momentem w historii smartfonów okazała się premiera iPhone’a firmy Apple. Wbrew mitom, nie był to pierwszy „telefon dotykowy”, ponieważ takowy posiadał nawet wspomniany Simon z 1994 roku. iPhone wprowadził jednak inny sposób interakcji z urządzeniem. Wcześniejsze urządzenia z dotykowym wyświetlaczem miały drobny interface przeznaczony do obsługi przy pomocy stylusa. Środowisko pracy takiego smartfona przypominało zminiaturyzowany system operacyjny komputera co oznacza, że dla zwykłego użytkownika potrafił być skomplikowany i zwyczajnie… nudny.
Jeśli widzisz rysik to wiesz, że to spieprzyli – Steve Jobs
Projektując interfejs iPhone’a postanowiono pozbyć się z niego wszystkich zbędnych elementów oraz umożliwić obsługę całego urządzenia za pomocą palca. Interakcję dodatkowo ułatwiło zastosowanie wyświetlacza z dotykiem wykonanym w technologii pojemnościowej. Dodano również możliwość obsługi ekranu z użyciem wielu palców (multitouch).
Tutaj wspomnę, że nie był to pierwszy telefon oferujący pojemnościowy wyświetlacz dotykowy. W grudniu 2006 zaprezentowano zapomniany już model LG Prada.
Zaraz po premierze telefonu od Apple rozpoczęła się moda na „dotykowce”, które stawały się symbolem nowoczesności, a nawet prestiżu. Wykorzystali to producenci, wypuszczając na rynek tanie (i często tandetne) urządzenia. Kto nie pamięta Samsunga Star (znanego na naszym rynku jako Avila – tak, przez jedno „l”) czy LG Cookie?
Firma Google (która wykupiła początkującą firmę o nazwie Android) postanowiła zmodyfikować nabyty przez siebie nowy mobilny system, aby dało się go obsługiwać opuszkiem palca.
Jednak nie każda firma uwierzyła w potencjał wyświetlaczy pojemnościowych i obsługę palcem. BlackBerry nadal stawiało na klawiaturę i zostało szybko zapomniane przez rynek. Nokia zbagatelizowała iPhone’a i ze sporym opóźnieniem dostosowała swoją nakładkę na Symbiana do obsługi palcem, jednak dla fińskiego giganta było już za późno. Steve Ballmer (ówczesny prezes Microsoftu) otwarcie wyśmiał telefon bez klawiatury. Poskutkowało to tym, że jego Windows Mobile 6.5 szybko dołączył do grona martwych mobilnych systemów (zresztą, Microsoft do dziś nie umie odnaleźć swojego miejsca na rynku mobilnym).
Trzecia generacja smartfonów to czas, kiedy każdy telefon, który chciał zaistnieć na rynku, musiał czerpał garściami z produktu firmy Apple. Zakończył się czas indywidualizmu i designerskich wymysłów. Jest to też okres wielkich przetasowań, kiedy dawni branżowi giganci musieli ustąpić rozwijającej się konkurencji z Korei. Był to moment wielkich upadków (z rynku zniknął Sony Ericsson czy Palm, a na granicy zapomnienia stanęła Nokia i BlackBerry). Liczba mobilnych systemów operacyjnych ograniczyła się właściwie do dwóch: Androida i iOS.
Czwarta generacja: WINCYJ!
Gdybym miał wskazać czas, od którego bym zaczął datować tę generację smartfonów, to byłaby to premiera Samsunga Galaxy S3 wiosną 2012 roku. Owszem, wtedy zadebiutowało sporo modeli o podobnych (lub nawet większych) możliwościach, ale to właśnie produkt Samsunga był najbardziej rozpoznawalnym urządzeniem tamtego okresu.
Cechą charakterystyczną omawianej generacji jest wojna na liczby. Skończył się już czas, kiedy z premierą każdego kolejnego flagowego modelu mogliśmy cieszyć się coraz mocniejszym sprzętem, pozwalającym na to, by nasz nowy telefon chodził odrobinę szybciej od poprzedniego (a animacje mniej klatkowały). Dawniej chcąc posiadać sprawnie działający telefon, musieliśmy celować w jak najwyższą półkę cenową – dzisiaj nawet budżetowe telefony zapewniają nam odpowiednio płynne działanie.
Jest to spory problem dla producentów telefonów, ponieważ coraz trudniej im przekonać potencjalnego klienta do wymiany smartfonu na nowszy. Jeszcze kilka lat temu przesiadka na nowy telefon po 3 latach użytkowania była ogromnym przeskokiem technologicznym. Teraz możemy spokojnie używać dwuletniego flagowego modelu, który nie ustępuje wydajnością telefonom ze średniej półki cenowej.
To zmusiło producentów do wspomnianej walki na liczby. Skoro klient nie zauważy różnicy w działaniu, to trzeba go przekonać suchymi liczbami na papierze. Szybszy procesor, więcej pamięci operacyjnej, większy wyświetlacz i jego rozdzielczość. Mniejsze ramki wokół wyświetlacza, zmniejszona grubość, więcej megapikseli. Niekończące się wojny na benchmarki (które i tak w większości przypadków są przekłamane, ponieważ producenci stosują w swoim oprogramowaniu specjalne sztuczki poprawiające wyniki).
Dochodzi jeszcze oddech na plecach ze strony nowych firm z Chin, które z coraz większym przytupem pokazują gigantom technologicznym, do kogo należy rynek smartfonów.
Co nam przyniesie przyszłość?
W tej chwili trudno mi określić, co by musiało się stać, żeby rozpoczęła się kolejna generacja. Inne sposoby interakcji z użytkownikiem? To już mamy od jakiegoś czasu. Były takie smartfony jak Nokia N9 czy Amazon FirePhone obsługiwane gestami.
Być może będzie to moment, kiedy telefon będzie potrafił nam zastąpić pełnoprawny komputer. Uważam, że to jeden z pozytywnych efektów tego, że smartfony mają coraz mocniejsze podzespoły, które można wykorzystać w bardziej produktywny sposób od obróbki selfie. Mamy już pierwsze przymiarki do „nowych czasów” – był pomysł firmy Cannonical na mobilne Ubuntu, Microsoft cały czas rozwija tryb Continuum pozwalający na używanie smartfona jako namiastki stacji roboczej (czym stara się promować firma HP przy swoim flagowym modelu Elite X3).
Kolejnym krokiem jest możliwość uruchomienia desktopowej wersji Windowsa 10 na procesorze ARM, co przyniósł nam Snapdragon 835. Również Samsung chce iść w tym kierunku – według przecieków, tryb desktopowy ma nam przynieść również przyszły Galaxy S8.
Zaczynamy powracać do początku koncepcji smartfonu, jako urządzenia mającego być narzędziem pracy, namiastką komputera. A co dla osób, które nadal oczekują od nich rozrywki, a nie narzędzia pracy? Na tych czekają wirtualna i rozszerzona rzeczywistość.
IBM Simon – pierwszy smartfon
Nokia 9000 Communicator
Ericsson R380 – (nie) pierwszy smartfon
Jak Microsoft próbował wynaleźć tablet — trzykrotnie
Reklama