Google Pixel: Android może być płynny i niezawodny

Jak pewnie wiecie lub też nie, jestem osobą, która w ciągu roku potrafi poużywać wszystkich aktualnych flagowców, jak i liznąć trochę półki średniej. Cały czas szukam tego złotego środka. Android czy iOS? Płynność czy szybkość? Lepszy aparat czy może wydajność ponad wszystko?

Zacznijmy od powiedzenia sobie pewnej rzeczy – nie jestem jakimś stanowczym zwolennikiem iOS czy Androida. Lubię obydwa te systemy i moim zdaniem, każdy z nich ma do zaoferowania coś, co mi się w nich podoba.

Co gryzie Androida?

W ostatnim czasie prywatnie używałem iPhone’a 7 Plus, a także iPhone’a 8. Wtedy pomyślałem sobie:

Hej Androidzie, co jest z Tobą nie tak?
Czemu nie potrafisz zaoferować takiego dobrego wrażenia z użytkowania?
Czemu jesteś taki niespójny?

Odpowiedź okazała się dosyć prosta – nakładki.

Co jest złego w nakładkach?

Teoretycznie nic, każda ma swoje plusy i minusy. Dodają funkcje do Androida i modyfikują go wizualnie. Moim zdaniem, większość nakładek potrafi zabić dobre nastawienie do systemu firmy Google i kusi oddaniem telefonu do najbliższego punktu recyklingu elektroodpadów. Oczywiście, są nakładki szybsze i wolniejsze. Bardzo stabilne i takie, w których błędy są chlebem powszednim. Spójne z całym ekosystemem Androida i zupełnie do niego niepasujące. Dla przykładu, OxygenOS z OnePlusa czy EMUI z Huawei/Honora nie pasują do wyglądu aplikacji zaprojektowanych w stylu Material Design.

I tutaj pojawił się Pixel 2 XL, który w moim odczuciu jest takim „iPhonem na Androidzie”. 4 GB RAM? Niby mało we współczesnym flagowcu, ale czy odczuwam ten brak względem OnePlusa 6T z większą ilością pamięci operacyjnej? Absolutnie nie.

Snapdragon 835 w 2019 roku, kiedy flagowce są wyposażane w generację oznaczoną numeracją „855”? Nic w tym złego. To działa, tak po prostu. Bardzo szybko i z perfekcyjną płynnością. Tak, wiem. OnePlusy 6T czy nawet 5T działają równie szybko lub nawet szybciej o przysłowiowe „0.01 sekundy”. Jest jednak coś jeszcze. Przyjemność z użytkowania.

Prosty przykład. Weźmy na tapet takiego iPhone 8 i jego Haptic Feedback. Jest to sposób, w którym za pomocą wibracji smartfon odpowiada na nasze dotknięcie powierzchni wyświetlacza. Apple dopracowało tę technologię do poziomu, którego w wielu przypadkach zabrakło w smartfonach z Androidem. Galaxy S8? Dziwne wibracje dające wrażenie trzymania pustego urządzenia. OnePlus? No cóż, mam wrażenie, że zamontowano tam silniczek z Sony Ericssona W585. Tutaj wyróżnia się właśnie Google Pixel. Może nie jest to poziom Apple’a, ale jest o krok wyżej od konkurentów. Może za wyjątkiem Meizu, które „umi w wibracje” bardzo dobrze.

Doświadczenie Out Of The Box

Kupujesz iPhone, włączasz, logujesz się na iCloud, koniec. Cieszysz się, po czym wychodzisz z kumplami na piwo. Wszystko działa jak należy i tak jak chciałbyś, żeby to działało za Twoje ciężko zarobione pieniądze. Tutaj wezmę przykład mojego doświadczenia z Xiaomi. Włączasz takiego Mi Mixa 2S – telefon wykonany topowo, z podzespołami najwyższej półki. I co? I MIUI. Tu coś przytnie, tu coś zatnie, tu pokaże komunikat ForceClose… No cóż Xiaomi, nie polubimy się.

W przypadku Pixela mamy podobną sytuację, jak przy sprzęcie od Apple. Włączasz smartfona, logujesz się, używasz. Masz wszystko co niezbędne i nic więcej. Tutaj dla przykładu włączasz Samsunga (bardzo szanuję za wykonanie) czy Sony (świetne audio i lekka nakładka). Wtem… wita Ciebie Amazon Shopping App czy inne AVG. Litości.

Wsparcie, czyli coś, na czym zaczęło mi zależeć przez Apple

Kupując telefon flagowy chcesz, żeby jak najdłużej działał on sprawnie i był zawsze aktualny. Tutaj sporo osób wybierze iPhone’a. Spójrz na takiego iPhone 5S, który dopiero w tym roku został odcięty od aktualizacji. ALE ON DZIAŁA WOLMO. No niby tak, najnowszy system operacyjny na starym sprzęcie nie będzie działał idealnie. Ale to jednak pokazuje, że można. Wielu osobom to wystarczy.

Jeden z dwóch moich Pixeli. Jak widać, miał wypadek.

Tymczasem co słychać u LG? Nadal Oreo na V30. G7 dopiero teraz dostał Androida 9.0. Tutaj ponownie bardzo wyróżnia się Pixel. Najnowsze aktualizacje co miesiąc i dosyć długie wsparcie jak na Androida. Ba, Pixel z 2016 roku ma już teraz możliwość aktualizacji do bety Androida Q. Tutaj należą się również słowa uznania dla wspominanego już wyżej OnePlusa, który zaktualizował bliźniacze do pierwszego Pixela modele 3/3T do Androida dziewiątej generacji.

Branding, a raczej jego brak

Ostatnia rzecz, która podoba mi się w smartfonach serii Pixel. Google i Apple to chyba jedyne firmy, które nie pozwalają operatorom zaśmiecać oprogramowania swoimi tapetami, ekranem ładowania systemu, logotypami czy innymi aplikacjami pokroju „znajdź swoje dziecko”.

Podsumowując

Podejrzewam, że po przeczytaniu tego wpisu możecie uznać mnie za faceta, który nie widzi innych marek i ich zalet. Widzę, przez moje ręce przewijają się dziesiątki smartfonów. Wiele z nich nie spełnia jednak któregoś z aspektów, które wymieniłem. Niby flagowo, a jednak czegoś brakuje i pozostaje niedosyt. Niby płacę za smartfona z górnej półki, ale jednak jestem atakowany przez tonę bezużytecznego bloatwaru zaraz po zalogowaniu. Ewentualnie godzę się na kompromisy typu świetny aparat i niedopracowane oprogramowanie lub mocny hardware i złe wykonanie.

Android przez lata uchodził za system niedopracowany i niedostatecznie płynny, a przede wszystkim mniej stabilny od iOS. Seria Pixel i smartfony z czystą edycją Androida pokazują, że za taki stan rzeczy przede wszystkim odpowiadali sami producenci. Nieumiejętnie modyfikowali oprogramowanie, dorzucając mniej bądź więcej od siebie. Czasem lekko, a czasem dużo bardziej odbiegali od pierwotnych założeń zielonego robota.

Google od kilku lat pokazuje swoimi autorskimi smartfonami, że w wymienionych przeze mnie aspektach, ich oprogramowanie nie jest gorsze od konkurencyjnego. Bez kompleksów można stawiać Androida na równi z rozwiązaniami giganta z Cupertino.