Lenovo ThinkPad 11e 3 gen. – Chromebook za 300 zł

Wielokrotnie spotkałem się z tezą, według której nie istnieje ekosystem działający chociażby w połowie tak dobrze jak ten oferowany przez giganta z Cupertino. Przez dość długi okres byłem związany z Apple i posiadałem sporą ilość jabłkowych urządzeń, ceniąc sobie obecność w środowisku tego producenta. Chromebook (o którym postanowiłem Wam opowiedzieć) zdaje się łamać wspomniane na początku stwierdzenie.

Nie będę Wam wmawiać, że jest równie dobrze. Jednak sposób, w jaki działa laptop od Lenovo pracujący pod kontrolą ChromeOS nieźle wróży na przyszłość. Google naprawdę stara się, by Apple poczuło jego oddech na plecach.

Chromebooki to urządzenia krzywdzone przez pogląd na ich pierwsze generacje i związany z nimi ograniczony system operacyjny. Dziś sprawa uległa poprawie i myślę, że uda mi się to udowodnić w tym tekście, na bazie doświadczeń z posiadanym przeze mnie urządzeniem. Zestaw charakterystycznych cech, w połączeniu z niezwykle atrakcyjną ceną, czynią z Lenovo 11e (3 generacji) króla niskobudżetowych laptopów.

Proces zakupu i zawartość opakowania

Kupno nowego Chromebooka nie jest, moim zdaniem, zbyt opłacalne, dlatego warto skierować swój wzrok w stronę urządzeń z drugiej ręki. Na Allegro i innych portalach aukcyjnych oferowanych jest wiele modeli pracujących pod kontrolą Chrome OS. Sprzęty te najczęściej są używane przez skandynawskie firmy i sprzedawane u nas za niewielkie kwoty.

Pamiętajcie, że kupując takie sprzęty z aukcji, dostajecie zupełnie losowe sztuki. Z technicznego punktu widzenia urządzenia są w pełni sprawne, wizualnie posiadają normalne ślady użytkowania. Nie spodziewajcie się ideału, to laptopy „za kilka stów”, które mają służyć do pracy. Przy okazji mam okazję pokazać Wam, jak wspomniane komputery wyglądają i sprawują się na kilka lat po premierze.

Za swojego Chromebooka zapłaciłem równo 300 zł, a do paczkomatu przyszedł już na drugi dzień po zamówieniu. Zapakowany był w zwykły karton. Mimo niezbyt dokładnego zabezpieczenia, nic mu się nie stało podczas transportu. Oprócz samego laptopa, w otrzymanym zestawie znajdowała się również oryginalna ładowarka zakończona standardowym kiedyś dla Lenovo wtykiem. W razie gdyby coś się z nią stało, koszt dokupienia kolejnej będzie śmiesznie niski. Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy tego typu zasilacz będzie pasować bez problemu.

Jakość wykonania oraz wygląd

Od wewnątrz, opisywane urządzenie jest w stanie idealnym – wygląda zupełnie jak nowe. U dołu i po bokach również. Większe ślady użytkowania widać dopiero na klapie. W moim egzemplarzu odznaczają się trzy, może cztery głębsze rysy i wiele mniejszych na górnej części pokrywy. Zakładam, że zostały one wykonane paznokciami, podczas otwierania laptopa.

Ponadto na moim egzemplarzu znajduje się tajemnicza naklejka. Z racji tego, iż jestem ciekawski, odkleiłem kawałek i okazało się, że sprzedawca zakrył nią grawerowane logo i nazwę firmy, do której należał mój egzemplarz. O dziwo, naklejka dobrana jest ładnie i nie odznacza się za specjalnie.

W momencie, gdy nie jest zbyt jasno, defektów wizualnych niemalże nie widać. Ponadto, wcale nie jest ciężko kupić kawałek chropowatej, matowej, czarnej folii, i po prostu nakleić ją na pokrywę. Mi wspomniane ryski nie przeszkadzają, więc nawet nie wiem, czy będę to robić.

Jeśli chodzi o sam wygląd, laptop nawiązuje do biznesowej linii odziedziczonej po IBM i uważam, że to dobry kierunek. Zapewne fani serii będą chcieli mnie zjeść, choćby za nazywanie ThinkPadem laptopa bez wbudowanego trackpointa. Nie lubię go i znam wielu ludzi, którzy podzielają moje zdanie. Typowe „jakby brokatowe” wykończenie czy rewelacyjna jakość wykonania przekonują mnie jednak, że mam do czynienia z urządzeniem godnym legendarnej marki.

Konstrukcja zawiasów jest w pełni metalowa, a plastik (z którego wykonano obudowę) naprawdę gruby. Zakładam, że nie jest to laptop, w którym któryś z komponentów może ulec uszkodzeniu „sam z siebie”. Nie ma tu luźnych elementów oraz nic nie skrzypi.

Klawiatura ma dość miękki, wysoki skok i jest wygodna. Trzeba wziąć pod uwagę, że należy nauczyć się z niej korzystać – nie jest to standardowy układ znany z Windowsa. Dodatkowo jest to egzemplarz przeznaczony na rynek skandynawski, i o ile mi ten fakt nie przeszkadza, o tyle wygodnym może się okazać zakup naklejek spolszczających.

Inną sprawą jest natomiast samo ułożenie przycisków – niektóre są przesunięte. Brak tu guzików funkcyjnych (F1, F2 itd.), które zostały zastąpione przez te dedykowane obsłudze systemu ChromeOS. Na marginesie – nadzwyczaj użyteczne.

Wiele osób narzeka na touchpad, który jest jedną z popularniejszych bolączek większości Chromebooków. Ten z produktu Lenovo jest całkiem w porządku. Nie mam nic do zarzucenia jego precyzji, a w dodatku obsługuje gesty i pozwala dostosować swoją szybkość pod nasze upodobania.

Wyświetlacz

Jest to typowa i tania, 11.6-calowa matryca w rozdzielczości HD (1366 x 768 pix). O ile wielkość ekranu całkiem ładnie maskuje bardzo biedną (na dzisiejsze czasy) rozdzielczość, to matryca TN, choć nie jest tragiczna, oferuje słabe odwzorowanie kolorów. Jest to budżetowy typ ekranu, który nie nadaje się do pracy fotografa czy grafika.

Jak nigdzie, patrząc na ekran trzeba mieć stale z tyłu głowy to, ile ten laptop kosztuje. Uważam, że wyświetlacz to najgorszy aspekt tego sprzętu, ale nie jest to poziom dna i 5-ciu metrów mułu. Jest po prostu leciwie. Kiedyś matryca TN była standardem wśród laptopów, a i dziś widuję ekrany o chociażby gorszych kątach widzenia.

W tej całej beczce dziegciu znalazła się jednak jedna łyżka miodu. Jest to jasność, zarówno minimalna jak i maksymalna. Po wyjściu na słońce i ustawieniu podświetlenia na najwyższy poziom, byłem w stanie normalnie wykonywać na tym wyświetlaczu wszystkie operacje bez większych trudności. Natomiast nocą, nawet na minimalnym poziomie, matryca nie wypala oczu. Za to wielki plus, ponieważ opisywany Chromebook ma być narzędziem do pracy i musi sprawdzić się w różnych warunkach.

Specyfikacja i działanie

Celeron, 4 GB RAM i ChromeOS? Podziękuję za taki odpad elektroniczny!

Zanim wysuniecie podobne twierdzenie, przeczytajcie najpierw mój wywód. Przed zabraniem się do kupna, obejrzałem czy przeczytałem absolutnie każdą recenzję i niektóre z nich nie mówią wszystkiego lub sprawdzają nie ten sprzęt, co trzeba. Chcę więc przekazać Wam wszystko, co powinniście wiedzieć o opisywanym Chromebooku.

W moim egzemplarzu mam do czynienia z Celeronem N3160 od Intela, 4 GB RAM DDR3 i… 16 GB pamięci wewnętrznej eMMC. Oczami wyobraźni widzę Wasze zniesmaczone twarze i grymasy. Tak mizerna ilość miejsca na dane może być problemem. Sam system operacyjny zajmuje 5.2 GB, czyli zostaje troszkę ponad 10 GB na pliki własne. Mało. Na szczęście urządzenie posiada slot na karty microSD, dzięki czemu możemy rozszerzyć pamięć „dodatkowym dyskiem”. W moim przypadku podpiąłem czysty dysk HDD do portu USB 3.0, których Chromebook ma dwa.

Specyfikacja:

Wyświetlacz: TN, 11.6", 1366 x 768 px, 133 ppi Wymiary i waga: 29.9 x 21 x 2,29 cm, 1.5 kg Procesor: Intel Celeron N3160 (14 nm, 2MB cache, 4 rdzenie o taktowaniu do 2.24GHz, 4 wątki) Grafika: Intel HD 400 Konfiguracja pamięci: 4 GB RAM i 16 GB pamięci wbudowanej eMMC Bateria: Li-Poly 42 Wh, ładowanie 45 W Łączność i czujniki: HDMI 1.4, 2 x USB 3.0, czytnik kart pamięci 4 w 1, dwuzakresowe Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac, Bluetooth 4.0 System operacyjny: Google Chrome OS

Przejdźmy do samego działania urządzenia, które moim zdaniem radzi sobie całkiem nieźle. Sam system uruchamia się w 5.2 sekundy. Z włączonym trybem programisty (pozwalającym na większą swobodę, kosztem bezpieczeństwa) czas ten wydłuża się do 6.6 sekundy, ponieważ pojawia się dodatkowy monit. Musimy użyć kombinacji Ctrl + D, aby go pominąć.

Aplikacje otwierają się bez większej zwłoki. Przeglądarka działa płynnie, nawet z wieloma kartami jednocześnie (choć, jak zapewne dobrze wiecie, Chrome lubi pamięć RAM). Również odtwarzanie filmów w rozdzielczości 4K nie jest dużym problemem.

Należy wspomnieć o temperaturze sprzętu. W momencie, gdy ThinkPad nie leży na kocu, ciepło jest niewyczuwalne. Jest to naprawdę niezły wynik, zważywszy na to, że laptop jest chłodzony pasywnie.

ChromeOS

System operacyjny Google’a przeszedł na przestrzeni lat niesamowitą transformację. Pierwsze wersje tego oprogramowania wyglądały niczym przeglądarka Chrome, która uruchamiała tylko rozszerzenia z Chrome Web Store. Dziś OS przeszedł diametralną zmianę i widać, że Google się nie poddaje.

Z technicznego punktu widzenia, jest to system oparty na Linuxie z zaimplementowanym natywnym Androidem. Co to oznacza w praktyce? ChromeOS (tak jak dawniej) obsługuje dodatki do przeglądarki z poziomu wspomnianego wcześniej repozytorium, ale ponadto posiada dostęp do sklepu Play i pozwala na korzystanie z aplikacji Androida (a w becie jest również możliwa obsługa apek Linuxa). W przypadku oprogramowania dedykowanego pingwinowi trzeba samemu znaleźć, pobrać i zainstalować program.

Aplikacje ze sklepu „przeglądarkowego” to coś, co zraziło do ChromeOS pierwszych użytkowników tego systemu. Nie będę się na nich skupiać, ponieważ oprócz dodatków typu AdBlock nie ma tam nic ciekawego, co mogłoby się przydać. Pochylę się natomiast nad oprogramowaniem dedykowanym Androidowi oraz tym, w jakiej symbiozie może żyć nasz laptop z ChromeOS i telefon pracujący pod kontrolą zielonego robota.

Sklep Play jest niemalże w pełni kompletny. W zasadzie każda apka, której mogłem potrzebować, była dostępna (w przeciwnym wypadku system obsługiwał alternatywne rozwiązania, np. usługę GeForce Now w wersji dla Chromebooków, której domyślnie nie ma w repozytorium).

Cała reszta typu Netflix, YouTube (czy YouTube Vanced po uruchomieniu trybu programisty) lub pakiet biurowy – to wszystko jest dostępne bez przeszkód i nie odczujecie, by z obsługą jakiegokolwiek programu występowały problemy.

Aplikacje linuxowe natomiast działają tak, jak „przystało na betę” – osobiście to sprawdziłem. Uważam, że osoba potrzebująca systemu z pingwinem w logo i dedykowanych mu programów utworzy tzw. coreboot-a i zainstaluje Linuxa na pendrivie czy też karcie pamięci.

Symbioza ze smartfonem – o której wspominałem chwilę temu – jest już dość zaawansowana, a lista funkcji stale się powiększa. Już teraz możemy przeglądać pamięć swojego telefonu z poziomu laptopa (i odwrotnie) oraz wymieniać między nimi dane bezprzewodowo, odpisać na SMS-a, zadzwonić z poziomu Chromebooka czy też odczytać powiadomienia.

Integracja z telefonem jest naprawdę duża, a dodając do tego korzystanie z programów firmy Google powodujemy, że na dwóch urządzeniach mamy dostęp do tych samych skrzynek mailowych, zdjęć, notatek czy plików we współdzielonych aplikacjach.

Granie na Chromebooku

Decydując się na system Google’a należy pogodzić się z rezygnacją z gier dedykowanych Windowsowi. Częściowym remedium dla okazjonalnych graczy może okazać się GeForce Now.

Dla niewtajemniczonych, usługa ta polega na uruchamianiu gier (zdalnie na serwerach Nvidii), które są strumieniowane na ekran naszego komputera za pośrednictwem internetu. Funkcja ta jest darmowa, jeśli mamy w sobie choć trochę cierpliwości. Ze swoich obserwacji wywnioskowałem, że na grę w sobotę po godzinie 19-tej (czyli wtedy, gdy aktywnych graczy jest najwięcej), należy poczekać około 6-7 minut. W tygodniu, wieczorem ten czas to około dwie minuty, natomiast w godzinach porannych i popołudniowych poniżej minuty.

Jeśli nie należycie do ludzi cierpliwych, możecie wykupić pakiet za 25 zł i nie przejmować się innymi graczami.

Nvidia zaleca prędkość internetu na poziomie 50 Mb/s, ale spokojnie - zalecany próg jest mocno nad wyrost. Usługę w wersji darmowej, dokładnie na opisywanym laptopie, testowałem przez ponad 15 godzin zarówno u siebie (36 Mb/s) jak i u rodziców (20 Mb/s). Kwestię ustawień zostawiłem programowi i dla lepszego łącza dobrał jakość FullHD i 60 klatek, z kolei do słabszego HD w 60 FPS.

„Kingdom Come”, „The Crew” czy „Wiedźmin 3” na Celeronie? Ależ proszę bardzo! Ponadto, jeśli opłacamy abonament Xbox GamePass, to mamy dostęp do funkcji xCloud, która pozwala grać nam w gry dostępne w wykupionej usłudze Microsoftu. Tu sytuacja z internetem jest analogiczna.

A co w przypadku, gdy nie mamy dostępu do sieci? Zostają nam gry z Androida, ale to też nie oznacza, że nie ma w co grać. Wiele tytułów odpadnie ze względu na brak ekranu dotykowego, wymaganego do sterowania. Nie działało mi również „Call of Duty Mobile”, zapewne z powodu architektury procesora. Jednakże „This War of Mine”, wszystkie części „GTA”, „Asphalt 9” czy też „PUBG” uruchamiają się i gra się w nie bezproblemowo – co ważne, na najwyższych ustawieniach graficznych.

Warto również wspomnieć, że kontroler od Xboxa One S łączy się z Chromebookiem bez żadnych zastrzeżeń. Gry androidowe (takie jak seria Grand Theft Auto) bez problemu go rozpoznają i podmieniają sterowanie.

Chcesz zmodyfikować swojego Chromebooka? Coreboot służy pomocą!

Coreboot to nic innego jak podmiana BIOS-u naszego urządzenia, aby ten zyskał pełną funkcjonalność. Myślę, że proces instalacji najlepiej opisał YouTuber znany jako „Zmaslo” w swoim filmie na temat Lenovo 11e Chromebook drugiej generacji (model z filmu nie obsługuje Google Play i nie da się już go nigdzie kupić, skupcie się więc na samym procesie instalacji Coreboota).

Z takimi możliwościami Linux czy Windows stoją otworem i nie widzę przeszkód, abyśmy rozszerzyli możliwości naszego urządzenia, instalując choćby inny system operacyjny. Ja nie będę tego robić, za bardzo polubiłem się z ChromeOS-em. Zaryzykuję stwierdzenie, że naprawdę można wyrobić sobie o nim pozytywne zdanie, gdy tylko się go spróbuje.

Bateria i ładowanie ukazują słabość konkurentów

Mój egzemplarz potrafi wytrzymać spokojnie 8 do 9 godzin pracy. Wynik kosmiczny jak na fakt, że bateria zastosowana przez Lenovo nie jest duża. Oczywiście nie ograniczałem się do wyświetlania jedynie pulpitu czy słuchania muzyki ze Spotify. Głównie surfowałem po sieci czy też grałem przy pomocy GeForce Now.

Co warto dodać, całą tę recenzję również redagowałem na omawianym Chromebooku. Po napisaniu ponad 2300 słów nadal miałem do dyspozycji ponad 60% pojemności baterii, a system mówił, że pozostało mi jeszcze 5.5 godziny pracy. Cały dzień na uczelni bez ładowarki nie jest komputerowi straszny.

Ładowanie natomiast zajmuje lekko ponad godzinę, także w sytuacji awaryjnej możemy wejść do kawiarni, napić się kawy i w tym czasie uzupełnić akumulator swojego laptopa. Zanim opróżnicie filiżankę, będziecie mieli zapewnione kolejne kilka godzin pracy.

Aktualizacje

W przypadku Chromebooka, również jest to kwestia do naśladowania. Mój niemal 4-letni sprzęt za trzysta złotych ma zapewnione aktualizacje do czerwca 2022 roku. Google bardzo długo wspiera swoje urządzenia, a dotychczasowy rozwój ChromeOS-a powoduje, że spodziewam się nowych funkcji na swoim komputerze.

Na uwagę zasługuje również proces aktualizowania zabezpieczeń. W momencie pisania tego tekstu jest 22 października, a poprawki bezpieczeństwa są datowane na początek miesiąca. Naprawdę uważam to za imponujące. Warto również wspomnieć, iż tydzień temu pojawiła się mała aktualizacja systemu wprowadzająca kolejne łatki. To zabawne, że gdy Xiaomi porzuca Mixa 3 i nie zamierza wprowadzić już aktualizacji Androida dla Redmi Note 8 Pro, który sprzedał się w większej ilości egzemplarzy niż wszystkie Chromebooki, to Google nadal wspiera kilkuletnie urządzenia na ChromeOS-ie.

ThinkPad 11e Chromebook 3 generacji, czy może coś alternatywnego?

Wszystko zależy od budżetu, który chcecie poświęcić na laptop tego typu. Ceny są naprawdę różne i bardzo się wahają z powodu niskiej popularności sprzętu.

Najtańszym pułapem będzie opisywany przeze mnie używany ThinkPad – Chromebook. Uważam go za króla budżetówek, ponieważ za 300 złotych nie kupicie pełnoprawnego laptopa, który nie będzie chciał Was wpędzić do grobu. Rozeznałem się w temacie i aktualnie, przez sytuację z e-learningiem, w tym budżecie znajdziecie tylko jakieś rzęchy lub sprzęt oparty na wiekowym Core 2 Duo.

Alternatywą może być Lenovo ThinkPad Yoga 11. To w zasadzie ten sam sprzęt co powyżej, z tą różnicą, że posiada lepszy wyświetlacz, w dodatku wyposażony w panel dotykowy. Matryca to błyszczący IPS, a ciekawym smaczkiem może okazać się ekran obracany o 180 stopni. Yoga jest jednak droższa i wyniesie nas około 500 zł.

W większym przedziale nie ma niestety nic godnego uwagi, dostępnego w naszym kraju. Przedział od 500 do 1000 zł jest tutaj pusty, o ile nie chcemy szukać niczego poza polskim rynkiem.

Od 1000 do 2000 zł możecie szukać PixelBooka, czyli sprzęt najwyższej klasy. Skąd ten rozstrzał cenowy? Stąd, iż cena na start była absurdalna co powoduje, że na rynku wtórnym sprzedawcy również nie chcą sprzedawać go tanio. Zainteresowanie jest małe, więc sprzęt musi wyleżeć swoje na aukcjach, aż sprzedający obniży cenę do niższego pułapu. Polując na PixelBooka trzeba uzbroić się w kolosalną cierpliwość. Sam należę do chromebookowych myśliwych i z pewnością wspomnę o tym sprzęcie, kiedy uda mi się go zdobyć.

Podsumowanie

Absolutnie nie próbuję Was przekonać, abyście wyrzucili swoje laptopy z Windowsem na rzecz sprzętu pracującego pod kontrolą systemu Google’a. Bardziej chciałem Wam uświadomić, że coś takiego jak Chromebook w ogóle istnieje i może być naprawdę przydatne – szczególnie wtedy, gdy mamy do dyspozycji dość niski budżet.

Sam kupiłem Chromebooka dlatego, że niczego więcej nie potrzebowałem. Przy tym sprzęcie trzeba po prostu samemu zdefiniować swoje oczekiwania. Już dzisiaj Chromebook potrafi naprawdę dużo, a świetne wsparcie Google’a dobrze wróży na przyszłość.

Powiedzmy sobie jednak otwarcie – nie jest to sprzęt dla wszystkich. Jeśli zależy Wam na lepszej klasy wyświetlaczu sterowanym dotykiem, pomyślcie o wspomnianym wyżej Lenovo z serii Yoga. Osobiście z ChromeOS-em bardzo się polubiłem, stąd w przyszłości chcę celować w pozycjonowanego wyżej PixelBooka.

Mam nadzieję, że dzięki mojemu wpisowi spojrzeliście trochę inaczej na tę odnogę technologii, o której już wielu fanów gadżetów trochę zapomniało lub nawet nigdy o niej nie słyszało.

Przeczytaj również:
Google Pixel – gwarancja producenta i jak z niej skorzystać
HP w świecie smartfonów – do pięciu razy sztuka?
Dlaczego Jobs nie chciał rysików?
Stare jest ciekawe: Sony Ericsson Xperia Pureness, Motorola A925, Pantech C810
Xiaomi Mi 10 5G – tanio już było

Fanpage, grupy na Facebooku czy choćby ta strona, to hobbystyczny i niezarobkowy projekt.
Jeśli podoba Ci się to co robimy i chcesz pomóc w rozwoju naszej pasji - wesprzyj TBiMZ.
Reklama