Najczęściej oddajemy je sami, za darmo. Robiąc zakupy z kartą lojalnościową, wrzucając post na Facebooka czy… rejestrując się w szemranych usługach. I o tym ostatnim dzisiaj Wam opowiem.
Chcielibyśmy wykupić banner…
Zaczęło się niewinnie. Na początku marca, na skrzynkę odbiorczą fanpage’a TBiMZ otrzymałem propozycję zamieszczenia bannera lub napisania artykułu sponsorowanego. O ile to drugie mnie nieszczególnie interesuje, o tyle nie widzę problemu umieszczenia skromnego banneru ciekawej usługi czy projektu, jeżeli nie będzie zaśmiecać mojej strony i działać na szkodę czytelników.
Nie okłamujmy się, ale wszystko kosztuje, nawet prowadzenie TBiMZ. Poprosiłem więc o przekazanie dokładnej propozycji i przede wszystkim przedstawienie mi, z kim mam do czynienia.
Przedstawienie oferty przez telefon nie wzbudziło mojego zaufania. Kojarzy mi się to z telemarketerami podającymi szczątkowe informacje, którzy nalegają na szybkie podjęcie decyzji. Podałem jednak swój numer „roboczy” i z ciekawości przeanalizowałem wspomniane przez przedstawicielkę „trzy produkty”.
– kursy lokalno-internetowe – nazwa podana w wiadomości prowadziła do jakiegoś projektu unijnego, prowadzonego przez którąś z uczelni. Propozycja wyglądała na całkiem sensowną, z chęcią bym mógł patronować tego typu działalności.
– produkty ubezpieczeniowe – nie widzę siebie w roli promotora jednej z czołowych firm ubezpieczeniowych. Wciskanie czytelnikom strony o tematyce technologicznej ubezpieczenia na życie ich chomika byłoby w moim mniemaniu nietaktem.
– ochrona danych osobowych – ten „produkt” zaciekawił mnie najbardziej.
Używanie wyszukiwarki internetowej nie należy do skomplikowanych czynności, dlatego nie było większym problemem znalezienie większej ilości informacji na temat firmy mającej chronić nasze dane.
Na początku prześledziłem informacje na temat przedsiębiorstwa, którego przedstawiciele się ze mną skontaktowali. Jak się łatwo domyślić, działalnością tego podmiotu jest zarządzanie kampaniami marketingowymi. Co jednak wydało mi się bardziej podejrzane – osoby zarządzające „produktem chroniącym nasze dane osobowe” to te same persony, co w przypadku agencji reklamowej. Decyzja w sprawie „współpracy” była już przeze mnie podjęta, jednak poczekałem jeszcze na umówiony telefon.
Propozycja (nie?) do odrzucenia
Telefon otrzymałem dzień po poniedziałku wielkanocnym i szczerze mówiąc – po niemal dwóch miesiącach zdążyłem zapomnieć o całej sprawie. Przedstawiciel dzwoniący do mnie mówił bardzo chaotycznie i zachowywał się tak, jakby był moim kumplem chcącym zapytać, czy wyjdę w piątek na miasto. Gdzieś z tego słowotoku zdążyłem wywnioskować, że to była oferta marketingowa i poprosiłem o przesłanie oferty na adres e-mailowy TBiMZ. Moim oczom okazało się to:
Miałbym oferować swoim czytelnikom zapisanie się do rejestru firmy, mającej rzekomo chronić ich przed niechcianymi telefonami i spamem. W praktyce jednak miałem werbować kolejne osoby do bazy danych osobowych. Każdy z Was został więc wyceniony na 10zł (do drobnej negocjacji), po czym Wasze dane byłyby przetwarzane przez systemy analityczne choćby pod kątem Waszych zainteresowań. Zresztą, zobaczcie sami:
Na koniec sprawdziłem jeszcze z ciekawości numer NIP, jaki był podany na stronie internetowej podmiotu. Według Głównego Urzędu Statystycznego, firma została założona 15 marca 2019 roku, czyli dopiero po wiadomości jaką otrzymałem od Pani marketerki.
Co dalej ze sprawą?
Zamierzam zgłosić sprawę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i/bądź też innych podmiotów, które by mogły zająć się problemem. Jak pewnie zauważyliście, nie podałem nigdzie nazwy podmiotu, namawiającego mnie do sprzedaży danych. Jak wiadomo – zła reklama, to też reklama. Inna sprawa, że nie mam twardych dowodów na to, że wspomniana firma łamie prawo, dlatego nie chcę nikogo oskarżać – tym się zajmą odpowiednie do tego służby i takowym mogę pomagać.
Zaufanie w sieci
Głównym celem tego tekstu jest pokazanie, jak marketingowcy wykorzystują popularność twórców w Internecie. Zapewne jesteście świadomi tego, że opinie w sieci to często kupione wypowiedzi, recenzje zaczęły służyć za reklamę, a profile bardziej wpływowych Internautów (czy jak kto woli, influencerów) służą jako miejsce do lokowania produktu. Czy zawsze są to produkty godne zaufania? Jak widać – nie.
Pamiętajcie więc, żeby do każdej reklamowanej w sieci usługi podchodzić ostrożnie. Korzystajcie z wyszukiwarek, szukajcie informacji. Nie wszystko do czego Was namawia Wasz ulubiony YouTuber czy popularna Instagramerka musi być bezpieczne. Jesteście chodzącymi banknotami.