[Recenzja] iLife V7: opowieść o przyjaźni człowieka z chińskim odkurzaczem

Podczas rozmowy z moją chińską znajomą, doszliśmy do tematyki urządzeń typu smart. Smart telewizory, pralki, a ostatnimi czasy nawet lodówki są smart (pewnie słyszeliście o lodówce LG z Windowsem 10). I tak zaczepiliśmy się o odkurzacze. Jako że mam w sobie duszę gadżeciarza, ochoczo przyjąłem propozycję przetestowania takiego urządzenia.

3 dni później, do drzwi zadzwonił kurier. Dopiero wtedy doszedłem do wniosku, że właściwie, to ja nawet nie mam gdzie testować takiego robocika. Wynajmuję 30-metrowe mieszkanie, gdzie poza małym korytarzykiem, kuchnią i skromną łazienką jest dywan. Z góry założyłem, że odkurzacz za niecałe 500 zł niezbyt ochoczo będzie radził sobie z dywanami.

Pierwsze spojrzenie na iLife V7

Gdybym nie wiedział o tym, że ma do mnie przyjść odkurzacz, pomyślałbym, że jakiś żartowniś podesłał mi monitor lub mały telewizor. Opakowanie w formie walizki ma niemal pół metra szerokości i 40cm wysokości.

W środku odnajdziemy podstawkę ładującą, jedną obrotową szczoteczkę do wymiatania śmieci, dwa mopy, dwa filtry, szczoteczkę do czyszczenia odkurzacza, zestaw instrukcji (po angielsku i chińsku), pilot oraz oczywiście sam odkurzacz.

Zanim jednak do niego dojdę, warto by było, abym wspomniał co nieco o samym producencie. O ile takie marki jak Huawei, Xiaomi czy Meizu znacie doskonale, o tyle iLife może okazać się dla Was ciekawostką przyrodniczą.

iLife to chińska firma, która robotami odkurzającymi, zajmuje się od 2010 roku. Ich pierwszy produkt, gotowy do masowej sprzedaży, zadebiutował na azjatyckich rynkach w 2015 roku. Rok później, inteligentne odkurzacze tej firmy były bestsellerami w sklepie Amazon. W 2017 roku iLife znajdował się w Top 10 najpopularniejszych marek serwisu AliExpress. W tej chwili, producent jest w stanie wyprodukować w ciągu miesiąca  około 80 tysięcy egzemplarzy inteligentnych robotów, przez co (w swojej branży) jest uznawany za przedsiębiorstwo średniej wielkości.

Po zmontowaniu zestawu oraz odnalezieniu przełącznika zasilającego, granatowy odkurzacz wydał z siebie piknięcie, a po wybraniu odpowiedniej komendy z pilota, ruszył do pracy. iLife V7 sunął przed siebie, zarówno po kafelkach, panelach, jak i… po dywanie. Jak się okazało, moje wcześniejsze podejrzenia okazały się błędne. Robot ma jedynie problemy z odkurzaniem małego dywaniku łazienkowego (który jest zbyt delikatny i wkręca się w kółka), a także nie radzi sobie z bardzo wysokimi dywanami. Tak oto, na początku kwietnia, rozpoczęła się moja przyjaźń z… Kondziem. Tak, ten odkurzacz swoim zachowaniem, zaczął mi przypominać zwierzątko domowe. Postanowiłem więc nadać mu imię, na cześć kamerdynera z serialu „Niania”.

Budowa i wykonanie odkurzacza z Chin

iLife V7, tak jak wiele innych, podobnych mu odkurzaczy, jest okrągły. Średnica wynosi około 33 cm, a wysokość to 8 cm. Całość jest wykonana z plastiku i waży około 3 kg. Wieko odkurzacza jest pokryte granatową okleiną, która w zależności od światła i kąta patrzenia przybiera barwę czarną. Na górze znajdziemy przycisk „clean”, którym motywujemy naszego robocika do sprzątania. Ten sam guzik służy również odkurzaczowi do komunikacji z użytkownikiem. Gdy świeci żółtym i pulsującym światłem, oznacza to, że akumulator urządzenia jest na wyczerpaniu. Czerwone światło i towarzyszący mu dźwięk oznacza, że iLive V7 wymaga naszej reakcji. Zazwyczaj jest to moment, gdy nasz robot gdzieś utknie lub zaplącze się (na przykład wjeżdżając w kable). Oczywiście, gdy dioda świeci na zielono, oznacza, że wszystko jest w porządku i odkurzacz pracuje (lub jest gotowy do pracy).

Znajdziemy również drugi przycisk, mechaniczny. Służy on do otwierania pokrywy, pod którą znajduje się pojemniczek na odpady. Można go wyciągnąć za pomocą uchwytu i w łatwy sposób opróżnić. Warto również wspomnieć o dwóch filtrach, które (według zaleceń producenta) należy wymieniać średnio co pół roku.

O wiele ciekawiej jest na dole urządzenia. Znajdują się tam dwa kółka napędowe, które potrafią się podnosić na wysokość 1cm. Na przodzie znajduje się również trzecie kółko, w formie rolki. Pomiędzy kółkami znajduje się duża szczotka. Jej włosie ułożono na kształt litery „V”. Między pasami włosia, wyposażona została w gumowe wycieraczki. Można ją w prosty sposób wyciągnąć i wyczyścić z włosów czy sierści. Po boku urządzenia zamontowano obrotową szczoteczkę, która służy do wymiatania brudu z narożników. Do zestawu, można również doczepić mopa ze ściereczką z mikrofibry. Ja jednak tego nie robię, ze względu na dywan.
iLife V7 jest najeżony różnego typu czujnikami. Od spodu znajdziemy w nim cztery sensory, służące do oceniania powierzchni. Mają one zapobiegać upadkowi odkurzacza ze schodów. Kolejne czujniki, tym razem odległości, umieszczono pod przednim zderzakiem, pokrytym gumowymi wstawkami. Dzięki wstawkom i czujnikom, odkurzacz nie obija mebli. Po wykryciu większej przeszkody, urządzenie zwalnia (zawracając 5 mm od niej).

Przy przednim kółku, znajdują się także blaszki, poprzez które iLife V7 ładuje się ze stacji bazowej. Robota można również naładować bezpośrednio, wpinając wtyczkę ładowarki po boku obudowy.

Specyfikacja iLife V7:

Wymiary: 34x34x8cm
Waga: 2950g
Bateria: Li-Ion 2600mAh
Moc: 22W
Napięcie: 24V

Odkurzacz i jego użytkowanie

Główną zaletą iLife V7 jest jego kultura pracy. Odkurzacz nie jest głośny, da się przy nim spokojnie oglądać telewizję. Producent deklaruje, że podczas działania, natężenie dźwięku wydobywającego się z robota, nie będzie przekraczać 50dB. Mimo to, zdarzało mi się wcześniej odesłać „Kondzia” do bazy – po dwóch godzinach, szum potrafi irytować.

Urządzenie programujemy przy pomocy dołączonego pilota. Ustawiamy w nim aktualną godzinę, a dzięki funkcji „plan” możemy nastawić naszego pomocnika na konkretną godzinę, w której ma rozpocząć sprzątanie. Niestety, nie da się zaplanować końca sprzątania. Robot przestaje sprzątać, gdy akumulator będzie na wyczerpaniu (lub gdy sami go odeślemy do bazy). Robimy to, wciskając przycisk z „domkiem”. Na pilocie znajdziemy również przycisk ze ślimakiem, po którego wciśnięciu, odkurzacz sprząta w obrębie jednego punktu. Trzecim przyciskiem aktywujemy tryb sprzątania rogów mieszkania oraz innych kątów czy listew. Odkurzaczem można także sterować manualnie, przy pomocy strzałek.

iLife V7 może połączyć się z naszym smartfonem poprzez Bluetooth. Dzięki aplikacji, można m.in. zwiększyć poziom ssania. Do niej jednak dojdziemy trochę później. Domyślnie, jest on ustawiony na najniższą pozycję.

Pojemnik odkurzacza nie jest największy. Robot jest przeze mnie używany średnio co dwa dni. Przy powierzchni mojego mieszkania, dwie tury sprzątania wystarczą, aby trzeba było wyczyścić zawartość odkurzacza. Ja jednak staram się to robić po każdym czyszczeniu, wyciągając ze szczotki wyzbierane włosy.

Zdolności „Kondzia” najlepiej zauważam, gdy uruchamiam go, po wcześniejszym odkurzaniu mieszkania „klasycznym” odkurzaczem. Choćbym sprzątał z godzinę, pojemnik na kurz zawsze będzie zapełniony. Oczywiście, robot nie jest w stanie dojechać w każde miejsce i nie zawsze zastąpi nam klasyczny odkurzacz oraz zdolności manualne. Zgodnie z tym co pisałem wcześniej, urządzenie nie lubi się ze sznurkami, bądź też przewodami. Zdarza mu się zaplątać w kable czy nawet we własną stację bazową. Nie jest też rzadkością utknięcie między nogami krzesła.

Niestety, odkurzacz nie posiada funkcji mapowania mieszkania, w co często wyposaża się droższe modele. Trzeba więc przyzwyczaić się do tego, że iLive V7 będzie odkurzał kilka razy to samo miejsce. Do zestawu nie dołączono również wirtualnej ściany, którą trzeba dokupić osobno. Producent deklaruje 120 minut pracy na akumulatorze, co nie do końca jest zgodne z prawdą (co rzadko się zdarza, na plus). Mój egzemplarz potrafi sprzątać przez około 2.5-3 godziny.

Co nieco o aplikacji

Wchodząc w Google Play, znajdziemy trzy aplikacje iLife. Niestety, wszystkie trzy są dedykowane modelowi A7 i nie połączą się z naszym odkurzaczem. Wchodząc w bezpośredni link do aplikacji na stronie producenta, również jej tam nie znajdziemy. Usunięto zarówno wersję dla Androida, jak i dla iOS. Z ciekawości, znalazłem plik .apk wspomnianego programu i zainstalowałem na swoim urządzeniu.

Pierwsze wrażenie: witaj w 2010 roku. Program zupełnie nie przystaje do designu współczesnych interface’ów. Pora jednak połączyć robota z naszym smartfonem i… nic. Aplikacja nie wykrywa odkurzacza (choć sam smartfon go widzi, jako urządzenie Bluetooth). Próbowałem na dwóch telefonach. Nieskończone wyszukiwanie.

Czy dużo straciliśmy? Na pewno nie będziemy mogli regulować wspomnianej wcześniej mocy ssania. Na temat innych funkcji nie znalazłem informacji, jednak zakładam, że możliwości apki pokrywały się z funkcjami pilota. Muszę się przyznać, że tak naprawdę, samą aplikacją zainteresowałem się dopiero podczas pisania tego tekstu. Wcześniej, zwyczajnie nie była mi potrzebna do obsługi urządzenia. Są jednak osoby, dla których aplikacja, przy tego typu sprzęcie, może być rzeczą konieczną. Niestety, tutaj producent się nie spisał.

Podsumowanie

iLife V7 to autonomiczny odkurzacz, z którego (po trzech miesiącach użytkowania) jestem bardzo zadowolony. Sprzęt zaskoczył mnie swoimi możliwościami, jak na cenę, za którą można go zakupić (a mówimy o niecałych 500zł). Z początku myślałem o nim, jak o dodatkowej zabawce. Po kilku pierwszych użyciach, doceniłem jednak jego praktyczność. Dorosły człowiek nie zawsze ma czas na regularne bieganie po mieszkaniu ze szczotką czy odkurzaczem. „Kondziu” pomógł mi więc w codziennych obowiązkach.

Wszystko jednak się zużywa, dlatego sprawdziłem, ile kosztuje wymiana wyeksploatowanych elementów. Na AliExpress bez problemu da się znaleźć akcesoria do iLife V7. Warto zainteresować się całymi zestawami. Za około 80zł, można kupić zestaw złożony z dwóch filtrów, szczotki i 7 dodatkowych obrotowych szczoteczek. Nie jest to więc ogromny wydatek, a i nie zauważyłem, by od kwietnia szczotki i filtry poddały się szczególnemu zużyciu.

Z początku miałem do siebie złość o to, że nie zapytałem o bardziej zaawansowany model, V7S. Różni się od opisywanej przeze mnie wersji, możliwością mycia podłóg. Nie mam jednak czego żałować. Mój znajomy zainwestował w tamtego robota i informuje, że droższy o niemal 100zł V7S tylko natryskuje podłogę wodą i rozmazuje to, przymontowaną ściereczką z mikrofibry. Efekt nie jest zbyt powalający. Wolę samemu sięgnąć po ścierkę.

Oczywiście, są lepsze urządzenia. Można zainteresować się odkurzaczami Roomby, czy choćby robotami Xiaomi. Będą one wyposażone w dodatkowe gadżety, funkcje czy działające aplikacje. Droższe modele mają również możliwość mapowania mieszkania, dzięki czemu, sprzątanie może być krótsze lub bardziej efektywne. Tak jak jednak wspomniałem, takie przyjemności kosztują nawet do dwóch razy więcej.

Inne recenzje gadżetów:
FiiO BTR3
AmazFit 2 Stratos — ile jest Xiaomi w Xiaomi?
Mikrofon Snab Microtone HF-50
Xiaomi Mi Box – drugie życie mojego telewizora
Szczoteczka soniczna SOOCAS/SOOCARE X3

Reklama