Gdy wziąłem opakowanie testowanego modelu do ręki, od razu doceniłem jego szatę graficzną i wymiary. Nie było tam żadnych zbędnych grafik, po prostu niebieskie ściany oraz zapisane białą czcionką oznaczenie handlowe “mojego” Meizu. Skłamałbym nazywając pudełko filigranowym, jednakże gdzieś trzeba było umieścić ten ekran o przekątnej 6,2”. Niestety, po chwili mój zachwyt się ulotnił.
Wspomniane już oznaczenie X8 mogłoby być napisane inną czcionką, tak by zarówno litera jak i cyfra miały tę samą szerokość. Może się jednak niepotrzebnie czepiam. Większym problemem był fakt, że zawartość opakowania grzechotała. Dźwięk nie był, co prawda, tak głośny jak w przypadku kartoników z tanimi feature-phonami Nokii, w których porusza się wszystko, nie czułem też by jakiś komponent uderzał o ścianki, ale lekki niesmak pozostał. Dodatkowo, już po zdjęciu folii i górnej warstwy opakowania, poczułem zapach przywodzący na myśl tanie tworzywa sztuczne. W smartfonie za 1349 złotych oszczędzanie na opakowaniu jest, moim zdaniem, niedopuszczalne. Zwłaszcza, że to pierwsze wrażenie może definiować naszą opinię na temat produktu.
Zawartość pudełka niczym się nie wyróżnia w swoim przedziale cenowym. Mamy więc smartfon, tekturową kopertę z dokumentami i otwieraczem tacki SIM, przewód zakończony z jednej strony portem USB-C oraz zasilacz obsługujący QuickCharge 3.0 (co wciąż nie jest, niestety, standardem), oba w osobnych kartonikach. Słuchawek niestety zabrakło. Co prawda, zasilacz nie był ustabilizowany wystarczająco mocno (to on grzechotał), ale za to dostałem miły akcent w postaci kształtu otwieracza. Zazwyczaj mamy do czynienia z przyrządem wyglądającym niemal jak spinacz do papieru, tutaj natomiast Meizu postarało się i wsadziło lity kawałek metalu w kształcie logo Flyme. Zapewne dla fanów marki jest to już norma. Po sprawdzeniu w internecie okazało się, że wiele wcześniejszych modeli również było dostarczanych z takim wyjątkowym akcesorium – dla mnie jednak było to coś nowego.
Wielu z Was w tym momencie zapewne doszło do wniosku, że miałem z Meizu styczność po raz pierwszy. Nie mylicie się.
Omówiłem już opakowanie testowanego smartfona i jego zawartość. Napisałem kilkaset słów, a jeszcze nie poruszyłem najważniejszego tematu. Meizu X8. Jak wygląda, jak działa, jak się sprawuje?
Zanim wyjąłem urządzenie z pudełka, wiedziałem już, że ma notcha. Nie jest to nic zaskakującego w smartfonie z 2018 roku. Jedni wcięcie kochają, inni nienawidzą, a spora część ludzi po prostu traktuje je jak normalny etap ewolucji designu oraz technologii i nie zwraca nań szczególnej uwagi. Muszę przyznać, że sam byłem dość sceptycznie nastawiony do smartfonu z “zakolami”, jednak tygodniowe używanie takiego sprzętu jako moje główne narzędzie pracy i komunikacji udowodniło, że nie ma się czego bać. Ba, użyłem nawet opcji ukrywania wcięcia (z nieznanych mi powodów nazwanej przez Meizu “ukrywaniem frędzli”), ale efekt był o wiele gorszy od początkowego. Z racji zastosowanego ekranu IPS, było widać poświatę.
Fabrycznie wyświetlacz nie był pokryty folią ochronną, a jedynie nakładką z niebieskiego tworzywa, na którym zostały nadrukowane parametry w formie przypominającej reklamę dowolnego marketu z elektroniką. PAMIĘĆ 4GB EKRAN 6.15” OŚMIORDZENIOWY PROCESOR OCTACORE CPU. Poza tym, nie mam się za bardzo do czego przyczepić. No, może oprócz faktu, że nakładka nie zakrywała całości frontu i było widać notcha.
Ten smartfon jest po prostu ładny. Nie trafia dokładnie w mój gust, mogę zarzucić designowi wiele w kwestii użyteczności, ale pod względem wizualnym ludzie w Meizu naprawdę dali radę. Mamy więc wspomnianego wyżej notcha, ale jest on niezbyt głęboki i zakończony skosami po obu stronach, dzięki czemu wygląda na naprawdę niewielkiego. Jest też moim zdaniem o wiele ładniejszy choćby od tego znanego z iPhone X. Na szczęście nie powielono błędu Huaweia, dolna ramka jest niewielka. Tył X8 przywodzi mi na myśl serię A od Samsunga. Białe szkło, delikatnie zaoblone przy krawędziach, do tego metalowy korpus. Jeśli jednak już mowa o pleckach testowanego smartfona, moje serce skradł aparat. Nie dlatego, że ma podwójny obiektyw. Ważniejsze jest dla mnie umieszczenie modułu. Znajduje się on na środku, dzięki czemu niezależnie od tego, czy mamy nałożone, etui, smartfon leży poziomo i nie przechyla się na bok.
Warto wspomnieć, że nie zabrakło wyjścia słuchawkowego jack 3,5mm ani czytnika linii papilarnych poniżej obiektywu. W zamian nie dostajemy NFC i ładowania Qi. Uważam, że w obecnej formie ten drugi standard i tak nie należy do wygodnych. Poza tym, nawet topowi gracze na rynku często nie implementują go w swojej średniej półce. Braku NFC natomiast nie rozumiem. Serio. Tłumaczenie, że to sprzęt chińskiej marki, a w Chinach nie płaci się zbliżeniowo, jakoś do mnie nie trafia. Po pierwsze, miałem urządzenie z polskiej dystrybucji i przeznaczone na nasz rynek. Po drugie, NFC to nie tylko płatności, ale również szybkie parowanie urządzeń czy tagi. Cóż, pogodziłem się z myślą, że poczekam jeszcze kilka lat aż konsumenci zrozumieją znaczenie tego standardu, motywując producentów do implementacji go.
Nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł czegoś, na co można narzekać. Meizu X8 oferuje dual-SIM, dodatkowo nie musimy wybierać między używaniem dodatkowej karty a wsadzeniem nośnika microSD. Ten smartfon – wbrew specyfikacji podanej na polskiej stronie – nie oferuje możliwości rozszerzenia magazynu danych. Tacka kart jest jednak wykonana tragicznie. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją, gdy szufladka była zrobiona tak niedokładnie. Miałem do czynienia z iPhonami od czasów 3G aż do X, przez moje dłonie przewinęły się Xperie i BlackBerry, we wszystkich tych urządzeniach element podtrzymujący kartę SIM był stabilny i jednolity. Tutaj mamy szufladę dwuczęściową. Metalowy front komponujący się z korpusem jest połączony z plastikową “tacką właściwą”, w której umieszczamy nasze moduły identyfikacyjne (czyli karty nanoSIM). Tyle że te dwie części nie są połączone nieruchomo, jedna część przesuwa się względem drugiej. Niby wiem, że akurat ten element nie jest narażony na niemal żadne wstrząsy, ponieważ zazwyczaj jest umieszczony nieruchomo w smartfonie, ale niesmak pozostał.
Jeśli uważacie, że napisałem zbyt wiele i jestem zbyt szczegółowy, a recenzja się przedłuża, wypijcie kawę na orzeźwienie. Zróbcie przechadzkę po pokoju i wróćcie. Teraz czeka na Was temat-rzeka.
Flyme OS
Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie podchodzący na poważnie do kwestii oprogramowania powinni tworzyć własny hardware. Ja natomiast mam dla Meizu inną poradę. JEŚLI PODCHODZICIE SERIO DO SWOJEGO SPRZĘTU, NIE PISZCIE WŁASNEGO OPROGRAMOWANIA.
Moja przygoda z FlymeOS zaczęła się nawet przyjemnie. Uruchomiłem smartfon, włączył się szybko. Standardowo zalogowałem się na swoje konta Google i Outlook, z którym z nieznanych przyczyn nie mogłem zsynchronizować kontaktów. Dodatkowo zostałem spytany, czy chcę stworzyć swoje FlymeID. Spodobało mi się to, że do niczego mnie nie zmuszano. Słyszałem bowiem, że jeden z większych konkurentów Meizu na naszym rynku nie pyta i nie prosi, a wręcz wymaga założenia konta dla swoich usług.
Gdy już przeklikałem wstępną konfigurację, pojawił się ekran z proponowanymi aplikacjami z App Store – sklepu, który jest stylizowany na repozytorium Apple. Facebook, Messenger, Snapchat, Telegram. Wszystkie pobrałem mimo, że na co dzień korzystam z usług pana Zuckerberga przez klientów w wersji Lite. Po pobraniu nastąpił pierwszy zgrzyt. Okazuje się, że sklep Meizu nie ma aktualnych wersji aplikacji, przez co nie mogłem się zalogować, ostatecznie więc i tak musiałem pobrać aktualizacje ze Sklepu Play. Cóż, “App Store” jest u mnie spalony.
Co mogę powiedzieć, FlymeOS ma kompleks Apple. Stara się naśladować iOS pod względem wizualnym gdzie tylko się da. Ekran główny, powiadomienia, nawet ustawienia wyglądają jak te z iPhone’a. Szkoda, że tylko na pierwszy rzut oka. Gdy zagłębimy się w system, okazuje się, że Flyme nie ma z iOS wspólnego nic poza powierzchowną szatą graficzną. Brakuje stabilności i krótkiego czasu działania na baterii.
Zanim przejdę do poważnej krytyki i wytykania błędów, chciałem napisać właśnie o optymalizacji akumulatora. Jest to jedna z tych rzeczy, za którymi tęsknię (drugą, ostatnią, jest USB-C). Na potrzeby testów zmieniłem nawyki i starałem się katować urządzenie, nie oszczędzałem baterii, a jednak wytrzymywała 2,5 dnia normalnego używania – Facebook, Messenger, Telegram, Snapchat, WhatsApp i Spotify wiecznie otwarte w tle. Innym wskaźnikiem niechaj będzie fakt, że streaming muzyki przez LTE i słuchanie jej przez Bluetooth przez 8 godzin nie zabiło urządzenia, zamykając Spotify miałem wciąż 46% baterii.
Ludzie odpowiedzialni za optymalizację wykorzystania akumulatora wykonali swoją pracę na piątkę z plusem. Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o osobach odpowiedzialnych za UI i UX.
Co prawda, nie mamy powtórki z premiery Windowsa 98 i system nie wywala się sam z siebie, ale jednak miliony małych błędów skutecznie zniechęcają mnie jako osobę, dla której to pierwszy kontakt z Meizu.
Nie chodzi nawet o szybkość działania. Snapdragon 710 razem z 4GB pamięci operacyjnej i 64GB masowej zapewniają płynne działanie. Moduł radiowy oferuje szybki transfer. No i ma B20. Albo nie ma. Źródła mówią na ten temat niewiele, a wspomniana powyżej sprawa karty microSD pokazuje, że specyfikacji ze strony polskiego dystrybutora Meizu nie warto ufać. Wiem natomiast, że internet mobilny działa tak szybko, że muszę to napisać po raz drugi. Instalacja oprogramowania dzięki wydajnemu procesorowi i niskiemu czasowi zapisu/odczytu trwa naprawdę krótko. Jako dowód anegdotyczny powiem, że ostatnio uratowało mnie to przed możliwym mandatem. W ciągu niecałej minuty zdążyłem pobrać i zainstalować SkyCash, a następnie kupić bilet. Na moim codziennym smartfonie byłoby to niemożliwe.
Aparat uruchamia się w mgnieniu oka, ale zanim zdążymy zrobić zdjęcie, dostajemy komunikat dotyczący skanowania WiFi. Tracimy czas, a po tygodniu z X8 wciąż nie wiem, co ma wspólnego bezprzewodowy internet i kamera.
Jakiś dziwny błąd sprawia, że chcąc wysłać obrazek przez Telegram i klikając pole “dodaj opis” uruchamiamy edytor. Podobnie jest z Messengerem – tam natomiast przycinając zdjęcie i wysyłając je możemy doznać zaskoczenia, gdyż okazuje się, że dostarczony wycinek niewiele ma wspólnego z tym, co było widać na podglądzie. Zresztą, cały czas w panelu powiadomień widniał komunikat o aktywnych dymkach czatu mimo, że często znikały same z siebie. Dodatkowo zdarzało się, że nie dostawałem informacji o nowej wiadomości. Nie, nie był to błąd Messengera.
Powiadomienia to zresztą naprawdę spora bolączka FlymeOS. Wiele osób twierdzi, że sposób ich wyświetlania, grupowania i zarządzania nimi znany z Androida jest niemal doskonały. Nie jestem aż takim radykałem, ale faktem jest, że obecnie działa to naprawdę fajnie. Ludzie piszący FlymeOS w swym dążeniu do skopiowania iOS 1:1 zrobili jednak coś, co mogę śmiało nazwać regresem ewolucyjnym. Powiadomienia z jednej aplikacji potrafią być rozbite po całej liście, zajmują bardzo dużo miejsca, tak naprawdę jedynym ewentualnym atutem może być tutaj aspekt wizualny. Dodatkowo czasem ikonka wiadomości oznaczała nie nowego SMS, tylko Spotify lub Chrome. Dziwne.
Tym, co mnie najbardziej wyprowadziło z równowagi, była jednak klawiatura. Przez chwilę poużywałem tej systemowej i, jakkolwiek brakowało mi autokorekty, przynajmniej moje wypowiedzi nie były zamieniane na bezsensowny bełkot. TouchPal, czyli druga z preinstalowanych aplikacji do wprowadzania tekstu, doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Polski słownik był w niej bardzo ubogi, nie potrafiła się uczyć, wielokrotnie zmieniała dość powszechne słowa na jakieś dziwactwa. Dodatkowo zdarzało jej się nagle, bez powodu, włączać wibracje, które musiałem dezaktywować ręcznie. Gdy jednak po raz pierwszy wszedłem w panel TouchPal okazało się, że ikonka ustawień jest na samym dole listy rozwijanej z lewego górnego rogu. Aplikacja ma kilka ekranów, ale każdy z nich służy wyłącznie do zabawy z motywami. Może jestem staroświecki, ale nie podoba mi się przedkładanie modyfikacji wizualnych nad użyteczność.
Dodatkowym problemem, wynikającym z bezramkowej konstrukcji smartfona, była ikona zmiany narzędzia wprowadzania tekstu – czyli po prostu zmiany klawiatury. Znajdowała się ona z prawym dolnym rogu ekranu i często naciskałem ją przypadkowo, po prostu trzymając urządzenie w dłoni. Chciałbym napisać o kilku wizualnych smaczkach, które psują wrażenie estetyki, jednak wiem, że wynikają one z niedostosowania aplikacji pod zaokrąglone rogi i notcha. Skoro więc FlymeOS jest tutaj niewinny to pozwolę sobie zakończyć pastwienie się nad nim.
Na początku recenzji, pisząc o wyglądzie Meizu X8, wspomniałem o czytniku linii papilarnych. Został on umieszczony na pleckach urządzenia, co moim zdaniem jest świetnym rozwiązaniem. Nie ma śmiesznego połączenia notcha i ogromnej dolnej belki. Co prawda, sensor na boku korpusu (jak w Xperiach) mógłby być dla niektórych wygodniejszy, ale nie można mieć wszystkiego. Z czasem przyzwyczaiłem się do faktu, że aby korzystać z urządzenia, wystarczy przyłożyć palec do wklęsłego kółka – było to bardzo wygodne. Niestety użyty w testowanym modelu czytnik jest dość kiepskiej jakości, albo po raz kolejny zawiodło oprogramowanie. Aby móc odblokowywać ekran za pierwszym dotknięciem, musiałem zeskanować swój palec wskazujący cztery razy.
Urzekła mnie kompatybilność ze sprzętem audio. Podłączyłem przez USB swój interfejs M-Audio M-Track 2×2, został od razu wykryty i system automatycznie przekierował wszelkie dźwięki na niego. Szkoda tylko, że X8 idzie drogą OnePlusa. USB 2.0 w smartfonie za niemal 1500 złotych z 2018 roku wygląda słabo. Tyle dobrego, że mamy złącze typu C.
Rozmowy telefoniczne przeprowadzone na testowanym urządzeniu były w naprawdę wysokiej jakości. Aktywna redukcja szumów to co prawda standard, ale równie ważny jest fakt, że głośnik wydaje czysty dźwięk. Jedynym problemem podczas dłuższych rozmów może być fakt, że X8 jest śliski, ale to może poprawić dowolna obudowa.
Specyfikacja Meizu X8:
Wyświetlacz: IPS TFT, 6,15 cali, 22200x1080pix, 398 ppi 6,15″
Wymiary i waga: 151,2×74,6×7,8 mm, 160 g
Procesor: ośmiordzeniowy Qualcomm Snapdragon 710 (2x Kryo 360 2,2 GHz, 6x Kryo 360 1,7 GHz)
Grafika: Adreno 616
Konfiguracja pamięci: 4 GB RAM i 64 pamięci wbudowanej
Aparat główny: Sony IMX362, 12 Mpx, f/1.9, Sony IMX350 5 Mpix, 2xLED, AF
Aparat przedni: 20 Mpix, f/2.0
Bateria: Li-Ion 3210 mAh
Łączność i czujniki: Bluetooth 5.0, WiFi v802.11 ac, USB 2.0 Typu C, GPS, A-GPS, GLONAAS, żyroskop, czujnik grawitacji, czytnik linii papilarnych
System: Android 8.1 Oreo z nakładką Flyme UI
Multimedia
Porozmawiajmy o możliwościach audio. Nie można nie wspomnieć o złym sposobie zarządzania głośnością. Po wyciszeniu wszelakich dźwięków wciąż słyszałem alert przy wysyłaniu wiadomości przez komunikatory, musiałem ręcznie zaznaczyć checkbox trybu cichego/DND.
W ramach testu słuchałem dużych ilości muzyki. Korzystałem głównie z głośnika na Bluetooth, ale czasem podłączałem też słuchawki lub używałem wbudowanego głośnika multimediów. Dźwięk wysyłany przez jacka 3,5mm nie był w złej jakości – powiedzmy, że brzmiał standardowo jak na tę półkę cenową. Niestety nie miałem przewodu, którym mógłbym nagrać próbkę do porównania z wzorcem. Udało mi się jednak skorzystać z mikrofonu pojemnościowego Mogami MXL990, więc poniżej zamieszczam porównanie spektrogramów wzorcowej próbki szumu białego i nagrania z głośnika multimedialnego X8. Powiem tylko, że podczas słuchania muzyki jest źle.
Tak wygląda spektrum wzorcowej próbki:
Tak natomiast prezentuje się to, co wybrzmiewa z głośnika:
Aparat fotograficzny nie był testowany w jakichś trudnych warunkach, niestety czas mi na to nie pozwolił. Zrobiłem jedynie kilka zdjęć i muszę przyznać, że w sztucznym oświetleniu ujęcia wychodzą niezbyt dobrze. Z przybliżaniem natomiast smartfon nie radzi sobie prawie wcale. W zamian za to dostajemy znak wodny, który mnie trochę bawi.
Wiecie, w czasach pierwszych urządzeń z podwójnym obiektywem logo “dual camera” mogło mieć jakiś sens, choćby marketingowy. W przypadku, gdy tak naprawdę już nie tylko flagowce, ale również większość smartfonów ze średniej półki cenowej ma co najmniej dwa aparaty z tyłu, a czasem i z przodu, nie widzę żadnego sensu w takich oznaczeniach.
Wydajność i praca
Nie jestem graczem, ale w ramach testów pobrałem kilka gier. Nie ukrywam, że w pierwszej chwili poczułem zawód. South Park: Phone Destroyer nie chciał się uruchomić, a po starcie strasznie się zacinał. Na szczęście były to chwilowe problemy, potem gra działała płynnie. Nie ma zresztą powodów do zdziwienia, wykorzystane w X8 komponenty należą do najlepszych w swojej półce cenowej.
Ten smartfon jest tak szybki, że Snapchat na nim nie laguje. Nawet, jeśli jest otwarty razem z kilkoma aplikacjami w tle.
Meizu należy się szacunek za to, jak rozwiązano tam multitasking. Aplikacje są trzymane w tle naprawdę długo, ponowne wczytywanie następowało dopiero po kilku godzinach nieużywania. I to pod warunkiem, że RAM został zapchany do granic możliwości. Przy codziennym używaniu nie doświadczałem przeładowywania. Jeśli jednak jesteśmy przy temacie wielozadaniowości, nie mogę nie wspomnieć o CUDOWNYM rozwiązaniu, którego brakuje mi w prywatnym smartfonie.
Otóż, będąc w widoku przełączania aplikacji (który zresztą przypomina ten znany z iOS, któż by się spodziewał) możemy zjechać kartą dowolnego programu w dół i, na przykład, wybrać opcję “tajny”. Ustawienie jest zapisywane, więc nie trzeba go od nowa klikać po każdym uruchomieniu aplikacji. Co zaś daje tryb tajny? Gdy następnym razem wejdziemy w widok przełączania aplikacji, miniaturki tych wybranych będą zamazane. Przydatna opcja, zwłaszcza w komunikatorach.
Na koniec pragnę wspomnieć o nawigacji. Niby Snapdragony nie miewały problemów ze złapaniem sygnału GPS, jednak w przeszłości zdarzały mi się problemy. Polegały one na tym, że potrafiłem przejechać kilka kilometrów, zanim smartfon znalazł moją pozycję. Meizu X8 natomiast spisał się u mnie w aucie świetnie. Długi czas pracy na baterii połączony z dobrym modułem lokalizacyjnym i ekranem IPS sprawiał, że jazda z włączonymi Mapami Google po raz pierwszy od dawna nie frustrowała mnie. Nawet nie udało mi się zagrzać urządzenia z podłączonym zasilaniem mimo, że nawigacja nie należy do lekkich usług.
Podsumowanie
Meizu X8 to naprawdę świetny smartfon. Wygodnie leży w dłoni, jest ładnie wykonany, nie rysuje się. Niestety, FlymeOS psuje całe dobre wrażenie i sprawia, że korzystanie z urządzenia zmienia się momentami w wyzwanie dla cierpliwości. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale szkoda, że bootloader jest tu zablokowany. Tylko custom ROM mógłby pomóc. Dlatego też ostatecznie oceniam tego smartfona na 7/10.
Meizu 16X – tysiąc małych błędów
Reklama