[Recenzja] Motorola Moto G7 Power – idealny smartfon Twojego taty

Widzisz synek, kiedyś to były telefony. Taka Nokia trzyjścitrzydziesińć. Ta to na baterii trzymała, a nie co pół dnia trza ładować jak te Wasze smerfony. I nie miała szkła z każdej strony, że się człowiek dotknąć tego dzisiejszego badziewia boi, bo zaraz pynknie. W obsłudze prosta – a teraz te całe fejsbuki, instagramy, androidy… Tera to nie ma dobrych telefonów!

Zapewne niejednokrotnie (choćby podczas niedzielnych obiadów czy innych biesiad przy rodzinnym stole) mieliście okazję posłuchać wykładów o tym, jakie to te współczesne smartfony są złe. Że brakuje im prostoty, nie są tak dobrze zbudowane jak dawne konstrukcje. Baterii to praktycznie w nich nie uświadczymy, obsługa jest bardzo trudna, no i te ceny – 5000 zł za iPhone’a czy innego Samsunga – no kto to widział.

Podejrzewam, że ktoś pracujący dla Motoroli wziął sobie całkiem do serca te opinie i przedstawił je w siedzibie Lenovo. Tak oto całkiem udana seria średniopółkowców – Moto G7, doczekała się ciekawego wariantu z dopiskiem „Power”, który (mimo ukazania się następcy) nadal cieszy się niezłą popularnością. Dlatego skorzystałem z okazji, by się bliżej przyjrzeć właśnie temu modelowi.

Opakowanie, obudowa i pierwsze wrażenie

Pudełko Moto G7 Power nie należy do minimalistycznych – Motorola ma swój charakterystyczny styl, lubujący się w intensywnych i jaskrawych kolorach. W tym przypadku padło na jasną zieleń i żółć, a na wieku znajduje się duży logotyp z charakterystyczną „emsignią” (czy jak kto woli, „batwingiem”).

Producent nie oszczędzał, jak zazwyczaj przystało na propozycję ze średniej-niższej półki. Poza samym smartfonem, znajdziemy również silikonowe etui oraz ładowarkę TurboPower z odłączanym przewodem. O samym zasilaczu opowiem Wam później, ale cieszy mnie to, że zadbano o szybkie ładowanie tak sporego akumulatorka – wszak mówimy o pojemności 5000 mAh. Zadowala mnie również to, że Motorola zdecydowała się na porzucenie gniazda microUSB na rzecz USB Typu C. Port ładowania znajdziemy na dole smartfonu, wraz z mikrofonem.

W górnej części urządzenia znajdziemy wyjście słuchawkowe typu jack, a po prawej stronie klasyczny układ przycisków, tzn. klawisz uruchamiania/blokady oraz regulacja głośności. Lewa strona to jedynie tacka na dwie karty SIM i microSD, która pozwala na rozszerzenie pamięci naszego telefonu.

Z tyłu również minimalistycznie. Aparat nawiązuje swoim kształtem oraz umiejscowieniem do innych modeli Motoroli, jednak nie znajdziemy tutaj kilku obiektywów – po środku znajduje się tylko jedna matryca, wspomagana diodą LED. Wysepka delikatnie wystaje poza obudowę. Pod nią ciekawy smaczek – logotyp, a w nim umiejscowiony czytnik linii papilarnych (swoją drogą, całkiem niezłej jakości).

Do tej pory nie wspomniałem jeszcze o umiejscowieniu głośnika. Znajduje się on we wcięciu wyświetlacza (tzw. notchu) i jest on wspólny zarówno dla rozmów telefonicznych, jak i pozostałych dźwięków emitowanych przez G7 Power.

Rama telefonu, jak i jego plecki są zbudowane z połyskującego i twardego w dotyku plastiku, który ma pewną przypadłość, drażniącą każdego estetę – lubi przyciągać kurz. Sam telefon (mimo sporych gabarytów i wagi – 160 x 76 x 9.40 mm, 198 g) trzyma się wygodnie, a konstrukcja budzi wrażenie wytrzymałej.

Wyświetlacz

Mamy do czynienia z 6.2″ matrycą typu IPS TFT, pracującą w rozdzielczości 720 x 1570 px. Daje to nam zagęszczenie na poziomie 279 ppi – nie jest jeszcze źle, ale rewelacji również brak. Jeśli wcześniej miałeś bądź miałaś do czynienia ze smartfonami z lepszej klasy wyświetlaczami, mogą już rzucić Ci się w oczy postrzępione czcionki czy fizycznie widoczne piksele. Kolory są jednak żywe i przyzwoite, a stosunkowo niskie dla tej wielkości paneli zagęszczenie pikseli jeszcze nie psuje drastycznie obrazu.

Niższa rozdzielczość pozwoliła na mniejsze obciążenie układu graficznego (który w tym przypadku nie jest szczególnie wybitny), przez co telefon chodzi żwawiej, ale również potrzebuje mniej energii. W ten sposób producent próbuje przekuć wadę w zaletę, ale mimo wszystko – mogło być lepiej.

Motorola w G7 Power zdecydowała się na zastosowaniu wcięcia w wyświetlaczu, zwanego potocznie notchem. Wygląda on podobnie do tego z iPhone’a X i aktualnie wygląda dość archaicznie. W nim znajdują się czujniki, aparat oraz sporawy głośniczek, ze względu na którego nie użyto wcięcia typu „łezka” jak w innych wariantach Moto G7. Wokół notcha daje się zauważyć nierówne podświetlenie panelu LCD.

Mimo początkowej awersji do wszelkiego typu wcięć przyznam się Wam, że po kilku godzinach używania telefonu, przestałem zwracać uwagę na notcha. W moim przypadku, stał się on całkowicie obojętny. Może poza tym, że Motorola (w celu oszczędzania miejsca) zdecydowała się na umieszczenie procentowego wskaźnika naładowania akumulatora wewnątrz ikonki baterii. Takie rozwiązanie okazało się nieczytelne i szybko je wyłączyłem.

Pod wyświetlaczem znajdziemy „bródkę” z logotypem. Wypełnienie frontu przez sam wyświetlacz wynosi dokładnie 76.9%, a całość jest chroniona przez szkło Corning Gorilla Glass trzeciej generacji.

Wydajność i specyfikacja:

Z pewnością nie jest to odpowiednia propozycja dla osób stawiających na moc obliczeniową. Snapdragon 632 oparty na ośmiu rdzeniach Kryo 250 (wykonanych w 14 nm) to nic innego, niż „ten wzmocniony” brat dobrze znanej fanom smartfonów jednostki 625. Poza lekkim wzrostem wydajności w stosunku do oryginalnego układu, różnice są marginalne, o ile jakiekolwiek.

Nie oznacza to, że Moto G7 Power jest smartfonem słabym. Spokojnie radzi sobie przy codziennym użytkowaniu, a „podrasowany Snapdragon 625” okazuje się jednostką energooszczędną (kolejny raz widać, że duet Lenovo/Motorola postawił na maksymalne zminimalizowanie zużycia prądu). Nie miałem problemów ze spadkiem wydajności podczas przeglądania internetu czy korzystania z aplikacji społecznościowych. Nie zdarzyły się również przycięcia czy zamyślenia.

Nie pogramy natomiast w bardziej wymagające tytuły gier. Z natury nie jest to jednak sprzęt dedykowany graczom, o ile jakikolwiek nowy telefon w tej półce cenowej mógłby takowym być. Jeśli jednak jesteś osobą przyzwyczajoną do flagowców, na pewno zauważysz, że omawiana Motorola nie jest mistrzem szybkości. Rekordów w benchmarkach również nie pobije.

Wyświetlacz:
IPS TFT, 720 x 1570 px, 6.20", 279 ppi szkło Gorilla Glass 3
Wymiary i waga:
160.83 x 76.00 x 9.40 mm, 198 g
Procesor:
Qualcomm Snapdragon 632 (8x Kryo 250, 14 nm) z zegarem o maksymalnym taktowaniu 1.8 GHz, 
Grafika: Adreno 506
Konfiguracja pamięci:
3 GB RAM i 32 GB lub 4 GB RAM i 64 GB pamięci wbudowanej eMMC 5.1
Aparat główny:
12 Mpx AF, (f/2.0) + LED
Aparat frontowy:
8 Mpx, FF, (f/2.2)
Bateria:
Li-Ion 5000 mAh, Turbo Power
Łączność i czujniki:
Bluetooth 4.2 LE, dwuzakresowe WiFi v802.11 a/b/g/n, USB 2.0 Typu C z OTG, GPS, A-GPS, GLONAAS, żyroskop, czujnik grawitacji, czytnik linii papilarnych. NFC i DualSIM w zależności od wariantu. 
System operacyjny:
Android 9.0 Pie

W kwestii specyfikacji muszę dodać, że producent narobił bałaganu, tworząc kilka wariantów opisywanego tutaj modelu. Egzemplarze oferowane w Polsce (w tym i używany przeze mnie) posiadają 4 GB RAM i 64 GB pamięci. Nie ma za to NFC, co na naszym rynku jest już uznawane za wadę w średniej półce cenowej.

Oprogramowanie

Przechodzimy do aspektu, za który lubię chwalić smartfony Motoroli. Producent ten stara się jak najmniej modyfikować Androida, pozostawiając go w praktycznie takiej formie, w jakiej został on zaprezentowany przez Google. Są to jeszcze pozostałości po tym, jak producent zielonego robota był jednocześnie właścicielem „Motki”.

Dla niektórych osób takie oprogramowanie to zaleta, ponieważ system zazwyczaj jest lżejszy, płynniejszy i pozbawiony błędów oraz usług/aplikacji znanych z nakładek producentów, decydujących się na modyfikowanie Androida. Wielbiciele autorskich nakładek producentów często zarzucają „czystemu robocikowi” słabe możliwości personalizacji czy brak funkcji, które możemy znaleźć choćby w MIUI od Xiaomi, EMUI od Huawei czy OneUI Samsunga.

Nie oznacza to, że Motorola (wzorem Nokii) nie dodaje od siebie żadnych smaczków. Wielu użytkowników chwali smartfony tej marki za „gesty Moto”, pomagające w obsłudze telefonu. Najbardziej popularne jest potrząśniecie urządzeniem w celu włączenia latarki – niby drobnostka, ale bardzo praktyczna.

Inną ciekawą funkcją jest „uważny ekran”, dzięki któremu wyświetlacz G7 Power nie wyłączy się, dopóki będziemy na niego patrzeć. Kiedyś podobne usprawnienia były reklamowane, gdy na rynek wchodził Samsung Galaxy S4. Niestety, włączenie tej opcji może wpłynąć na czas działania na baterii, o czym informuje również producent.

Warto wspomnieć o ekranie Always On Display, a raczej jego imitacji (z racji zastosowania wyświetlacza LCD zamiast AMOLED). Po podniesieniu telefonu, ukaże nam się charakterystyczny dla tej marki widżet z datą, godziną i stopniem naładowania baterii.

Poniżej zamieszczam Wam małą ciekawostkę, która podrażni każdego perfekcjonistę. Gdy w panelu ustawień maksymalnie powiększymy interface Motoroli, kółko wewnątrz wirtualnego przycisku nawigacyjnego nie będzie idealnie wyśrodkowane. Znajomy (który jest zorientowany w oprogramowaniu bardziej ode mnie) wyjaśnił mi, że to nie wina producenta, a błąd czystego Androida. Podobny przypadek da się wywołać w niektórych Nokiach.

Jak wspominałem przy omawianiu specyfikacji, smartfon działa bardzo płynnie. Nie zdarzyły mi się żadne przycięcia czy problemy z płynnością oprogramowania, choć dodam, że miałem do czynienia z szybszymi smartfonami. „Giesiódemkę” nie trapią również błędy w oprogramowaniu czy jego tłumaczeniu, jest po prostu bardzo dobrze. Przecieki mówią o tym, że w najbliższych tygodniach Motorola ma wydać Androida 10 dla opisywanego modelu.

Aparat i multimedia

Gdybym miał powiedzieć, na czym producent zaoszczędził podczas projektowania G7 Power, przed wyświetlaczem wspomniałbym o aparacie. Z pewnością nie jest to najlepsza jednostka, z jaką miałem do czynienia w tej klasie smartfonów. Może inaczej – jest świetnie jak na budżetówkę, ale słabo jak na średniaka.

Macosze potraktowanie kwestii aparatów widać choćby po tym, że ciężko o znalezienie dokładnych specyfikacji zastosowanych matryc. Motorola mówi „12 Mpx z autofocusem, optyka o jasności f/2.0 z doświetlającą diodą LED” – to wszystko. Piksele mają rozmiar 1.25 µm, a autofocus został wzbogacony o detekcję fazy. Główna kamerka potrafi nagrywać materiały w rozdzielczości 4K (30 FPS), jednak aby otrzymać 60 klatek, musimy obniżyć rozdzielczość do FullHD. Na froncie jednostka 8 Mpx (f/2.2).

Jakość wykonywanych zdjęć nie jest najgorsza, o ile mamy do czynienia z dobrym światłem. Pogarsza się, gdy oświetlenie jest coraz słabsze. Pojawiają się wszędobylskie szumy, kolory blakną, ujęciom brakuje detali.

I tutaj muszę Wam się przyznać, że niechcący odxiaomiłem małą fuszerkę i przypadkowo usunąłem materiały wykonane i nagrane Moto G7 Power. Jedyne co się zachowało, to moja poniższa relacja z Instagrama. Na szczęście, dzięki Dariuszowi i Hubertowi udało mi się pozyskać zastępcze zdjęcia do recenzji. Możliwe, że w kwietniu bądź maju będę miał ponownie do czynienia z opisywanym egzemplarzem i uzupełnię recenzję o nowe materiały. Za niedogodność przepraszam.

Autor zdjęć: Dariusz Kulla
Autor zdjęć: Hubert „CiencieV” Ch.

Jeśli któryś z użytkowników tego modelu chciałby poprawić jakość wykonywanych fotografii, może pokusić się o zainstalowanie portu aplikacji GCam. Dorzucam kilka ujęć ze zmodyfikowaną aplikacją aparatu podesłanych przez Huberta. To jednocześnie pokazuje, że gdyby Motorola bardziej się postarała, mogłaby wyciągnąć z zastosowanej matrycy troszkę więcej.

Motorola G7 Power nie jest smartfonem multimedialnym – po oszczędnościach w wyświetlaczu i aparacie, przyszła pora na dźwięk. Tutaj również zminimalizowano koszty, więc zrezygnowano z głównego głośnika, a jego rolę przyjął głośniczek zamontowany „w notchu”, służący do rozmów.

Jego barwa jest kompletnie nijaka, muzyce brakuje głębi. Do pewnego momentu zwiększania głośności, dźwięk jest bardzo cichy. Dopiero ostatnie wartości regulacji dźwięku dają mocniejszy efekt, ale z kolei głośniczek zaczyna momentami trzeszczeć. Dobrze, że przynajmniej zachowano gniazdo jack – używanie słuchawek jest tutaj wskazane.

Motorola Moto G7 Power w codziennej pracy

Przywykłem wspominać o tym, jak smartfon sprawuje się podczas podstawowych czynności. Wykonując rozmowy telefoniczne, bardzo dobrze słyszałem swojego rozmówcę, jak i on mnie. Nie wystąpiły problemy ze zbieraniem głosu czy szumami.

Telefon będzie świetną propozycją dla kogoś, kto potrzebuje używać smartfonu jako nawigacji. Z racji zastosowania panelu LCD, nie trzeba martwić się o wypalenie wyświetlacza. Duża pojemność baterii również przyłoży się do długiej pracy z włączoną lokalizacją. Osobiście nie miałem problemu z używaniem map w Motce.

Bateria

To jest właściwie wisienka na torcie i pstryczek w nos każdemu kto uważa, że współczesne smartfony nie potrafią się rozstać z ładowarką.

Litowo-polimerowe ogniwo o pojemności 5000 mAh pozwala na bardzo długie używanie urządzenia bez potrzeby doładowywania akumulatorka. Przy średnio-intensywnym użytkowaniu z użyciem aplikacji społecznościowych i streamingiem muzyki, nie miałem problemu z osiągnięciem 48 godzin na jednym ładowaniu baterii. Nie było również niczym zaskakującym to, że trzykrotnie poszedłem z Motorolą do pracy i dopiero po 3 dniach czuwania i 10 godzinach pracy wyświetlacza, telefon zaczął się upominać o energię.

Z rozmów z użytkownikami dowiedziałem się, że osiągniecie wyniku 12 godzin SOT również nie jest niczym ciężkim, a moje 8-10 godzin to amatorka. Samo naładowanie urządzenia przebiega stosunkowo szybko, a dołączona do zestawu ładowarka 15 W TurboPower pozwala na naładowanie ogniwa do połowy w godzinę. Co ciekawe, na rynek niemiecki trafiła ładowarka o mocy 18 W.

Podsumowanie

Motorola Moto G7 Power to smartfon specyficzny i nie każdy będzie mógł zostać jego potencjalnym właścicielem. Jeśli oczekujesz uniwersalnego średniaka z niezłą wydajnością, dobrym aparatem czy lepszej klasy wyświetlaczem – zawiedziesz się. Propozycje od Xiaomi, Nokii czy inne modele Motoroli zapewnią Ci lepszą jakość dźwięku, zdjęć czy możliwość pogrania w lepsze gry. W cenie 700-800zł możesz również zakupić już używanego ex-flagowca ze Snapdragonem 835 czy nawet Mi 8 z S845.

Co innego, gdy potrzebujesz typowego smartfonu do pracy lub taniego telefonu dla osoby o niewielkich wymaganiach. Takiego, którego zadaniem jest długi czas pracy na baterii, a plastikowa obudowa sprawi, że ewentualny upadek nie spowoduje uszkodzenia szklanych plecków. Duży i czytelny wyświetlacz (szczególnie po powiększeniu interface’u i czcionek) będzie dodatkowym atutem. Nakładka systemowa jest prosta w obsłudze, czytelna, pozbawiona zbędnych aplikacji, a gesty Motoroli jeszcze bardziej uprzyjemnią użytkowanie telefonu.

Mam nadzieję, że nie obrazicie się o to, że w tytule nazwałem ten telefon „idealnym smartfonem dla Waszego taty”. Ojcowie są różni i nie ma co generalizować, ponieważ wielu tatusiów czy nawet dziadków odnajduje się w nowych technologiach. Jednak każdy z nas pewnie zna takiego typowego „ojca”, „wujka”, „ciocię”, „dziadka”, „sąsiada” czy „szwagra”, który traktuje rozwój technologii jako największe możliwe zło (niesłusznie, o czym pisał kiedyś Szymon). Mam wrażenie, że właśnie do takich osób jest kierowana ta Motorola.

Stosunkowo tania (a jej cena wciąż spada, używane egzemplarze da się kupić poniżej 500zł), pozbawiona wodotrysków, prosta w obsłudze i budowie, łatwa do dostosowania pod osoby z pogarszającym się wzrokiem i przede wszystkim udowadnia, że nie tylko Nokię 3310 można ładować raz na kilka dni.

Inne wpisy o Motoroli:
Motorola Moto G 5G Plus – niedoceniona
Motorola Moto Z3 Play
Motorola Moto Z2 Play
Motorola Nexus 6
Przykładowe nagranie z modułu Moto 360 Camera

Fanpage, grupy na Facebooku czy choćby ta strona, to mój hobbystyczny i niezarobkowy projekt.
Jeśli podoba Ci się to co robię i chcesz pomóc w rozwoju mojego hobby - wesprzyj moją działalność.
Reklama