[Recenzja] Samsung Galaxy S9+. Smartfon kompletny?

Jeszcze kilka lat temu, byłem bardzo sceptycznie nastawiony do telefonów Samsunga. Zrażało mnie zarówno bardzo ociężałe oprogramowanie, jak i sama jakość wykonania (oraz użyte do tego materiały). W czasie, gdy inni producenci tworzyli smartfony o metalowych czy szklanych obudowach, Koreańczycy zaskakiwali mnie swoimi „mydelniczkami” z plastikowym (i odpadającym z czasem) chromem na ramkach. Dlatego ucieszyłem się, kiedy po kilku latach od takich hitów jak Galaxy S3 czy S5, dostałem do przetestowania najnowszego flagowca marki – model Galaxy S9+.

Opakowanie i pierwsze wrażenie

Cenię sobie schludność i minimalizm. Trzymając w ręku czarne pudełko od Galaxy S9+, od razu mogłem odczuć, że kryje się w nim urządzenie z wyższej półki. Nie jest to zwykłe rozerwanie folii i zdjęcie wieczka – Koreańczycy postarali się, żeby otwarcie opakowania było niebanalnym procesem. Ściągamy folię i z tekturowej obwoluty wysuwamy właściwe pudełko. Otwieramy je od boku, co daje nam efekt podobny do otwierania książki.

W środku znajdujemy kopertę z kartą gwarancyjną oraz pozostałymi dokumentami, ładowarkę obsługującą technologię szybkiego ładowania i przewód USB Typu C. Są również dwie przejściówki (z microUSB na USB Typu C oraz USB OTG). Pierwsza przejściówka będzie niewątpliwie przydatna, przy używaniu przewodów starszego typu. Zalety tej drugiej docenimy, gdy zechcemy podłączyć pendrive’a (czy inne urządzenie) do portu USB naszego smartfona. Oczywiście, jest też kluczyk do wyciągania tacki na kartę SIM, a nawet słuchawki, sygnowane logotypem, należącej do Samsunga firmy AKG.

Przejdźmy więc do omawianego telefonu. Jak na 6.2″, nowy flagowiec Samsunga jest dość kompaktowy. Wszystko przez niemal bezramkowy design i proporcje wyświetlacza. Gdy położę na nim swoją prywatną Lumię 950, okazuje się, że obydwa telefony są niemal tak samo szerokie, a jednocześnie, Samsung jest wyższy zaledwie o centymetr. A przecież porównuję telefony, których przekątna wyświetlacza różni się o cal. Jeszcze ze 3-4 lata temu, sześciocalowy smartfon, był nazywany phabletem i kojarzył się z paletką do gry w ping ponga.

Obudowa flagowego Samsunga, to w dużym uproszczeniu dwie tafle szkła, spojone metalową ramką. Użycie lotniczego aluminium ma nam zagwarantować, że telefon nie wygnie się w kieszeni. Szkło powoduje, że nie rozpocząłem testowania telefonu, bez włożenia go w kaburę. Moim zdaniem, Koreańczycy powinni do zestawu dodawać jakiekolwiek etui. Co ciekawe, na oficjalnej, międzynarodowej stronie producenta (na zdjęciu, ukazującym wyposażenie pudełka) jest pokazane silikonowe etui. Usługa wymiany rozbitego wyświetlacza w autoryzowanym serwisie producenta, kosztuje około 1100zł i z taką myślą, przez ostatni miesiąc wyciągałem testowy egzemplarz z kieszeni.

Na froncie urządzenia odnajdziemy rozciągnięty na całą szerokość, zagięty (co już nikogo nie dziwi) wyświetlacz typu SuperAMOLED, nazywany marketingowo „Infinity Display”, o modnych proporcjach 2:1 (częściej jednak spotyka się określenie 18:9). Pracuje on w maksymalnej rozdzielczości QuadHD+ (2960x1440pix). Celowo dopisałem słowo „maksymalnej”, ponieważ z poziomu ustawień, możemy decydować o rozdzielczości wyświetlanego obrazu.

AMOLEDy się kocha lub nienawidzi. Osobiście, ceniłem je sobie już w swoich poprzednich smartfonach, za nieskończoną czerń i wyświetlane barwy. Dla niektórych osób, wspomniane barwy, będą jednak zbyt jaskrawe czy przesycone. Niestety, nie da się całkowicie wyeliminować największej wady tych wyświetlaczy, czyli efektu wypalania się. Producent zapewnia, że przy standardowym użytkowaniu, nie powinniśmy zauważyć charakterystycznych artefaktów przez co najmniej dwa lata. Dołożono starań, aby najbardziej statyczne elementy interface’u telefonu, co jakiś czas zmieniały swoje położenie. Mimo to, nie polecam używać telefonów z wyświetlaczami wykonanymi w tej technologii jako nawigacji samochodowej (szczególnie, że najczęściej idzie to w parze z podpinaniem telefonu pod ładowarkę). Statyczny obraz wyświetlany przez dłuższy czas i wysoka temperatura tylko sprzyjają powidokom na AMOLEDzie.

Podobnie jak w Galaxy S8 i nowszych produktach Samsunga, nie znajdziemy już charakterystycznych dla tej marki przycisków pod wyświetlaczem. Zamiast nich, mamy do dyspozycji przyciski ekranowe. Dzięki odpowiednio zaprojektowanym wibracjom, przy naciśnięciu przycisku home, odczujemy efekt podobny do obcowania z fizycznym przyciskiem. Podobny efekt już wcześniej stosowało Apple w swoim home buttonie, a także znajdziemy go, używając wirtualnych przycisków, w ramce najnowszego HTC U12+.

Zejdźmy jeszcze niżej. Na dole urządzenia odnajdziemy port USB Typu C, obsługujący standard 3.1. To duży plus, zważając na to, że niektóre tegoroczne flagowce są wyposażone w standard 2.0 (mam na myśli choćby OnePlus 6, pokazanego kilka dni temu). Tak, jak wspomniałem wyżej, wspiera on standard OTG (co raczej nie powinno już nikogo zaskakiwać w telefonie tej klasy).

Obok portu USB znajduje się również gniazdo jack, które od kilku lat jest tematem dość kontrowersyjnym. Samsung nie ma zamiaru z niego rezygnować, kreując się na markę, która nie idzie na kompromisy. Dół urządzenia, to również otwór głośnika oraz mikrofon.

Góra smartfona to tacka na dwie karty SIM (lub też jedną kartę SIM i jedną kartę MicroSD) oraz mikrofon (wkomponowany w spojenie). Swoją drogą, jaskrawo-niebieskie spojenia w ramce nijak się komponują z całością, przynajmniej w tej wersji kolorystycznej. Być może to tylko kwestia gustu. Nad wyświetlaczem znajduje się również aparat do selfie, skaner tęczówki oka, czujnik światła, zbliżeniowy i głośnik. Koreańczycy nie zdecydowali się na modne w tym roku „zakola” nad wyświetlaczem, stawiając na dwie, małe i symetryczne ramki.

Po prawej stronie odnajdziemy jedynie przycisk blokady – pozostałe znajdują się po lewej stronie urządzenia. Są to oczywiście klawisze regulacji głośności, a także przycisk, służący nam do przywołania asystenta głosowego Bixby (szkoda tylko, że nie jest chętny do rozmowy w języku polskim).

Po środku szklanych plecków tegorocznego flagowca, odnajdziemy podwójny aparat ze zmienną przysłoną, którego wspomaga dioda LED. Pod aparatami znajduje się czytnik linii papilarnych, który w poprzedniku znajdował się po prawej stronie aparatu. Jest to odpowiedź na częste skargi użytkowników, dla których czytnik znajdował się zbyt wysoko lub też mylił się z aparatem.

Generalnie, konstrukcja telefonu jest przemyślana i skupiono się na poprawieniu wad poprzednika. O ile na szerokość, telefon jest bardzo poręczny, o tyle (z racji wysokości i proporcji), trudność może sprawiać obsługa górnej belki wyświetlacza. Spasowanie czy jakość użytych materiałów oceniam bardzo dobrze. Zresztą, tu nie ma miejsca na złe spasowanie – telefon otrzymał certyfikat IP68. To znaczy, że producent gwarantuje nam pyłoszczelność swojej konstrukcji oraz możliwość zanurzenia telefonu w wodzie do głębokości 1.5 metra przez 30 minut. Jedyne zastrzeżenia miałbym co do polakierowanej, wystającej ramki wokół aparatów i czytnika biometrycznego – obawiam się, że z czasem, lakier zacznie się ścierać.

Specyfikacja Samsunga Galaxy S9+

Wyświetlacz: Super AMOLED, 1440x2960px, 6.20″, 531 ppi, Corning Gorilla Glass 5
Wymiary i waga: 158.1 x 73.8 x 8.5mm, 189 g
Procesor: ośmiordzeniowy Samsung Exynos 9810 z zegarem procesora 2.90 GHz
Grafika: ARM Mali-G72 MP18
Konfiguracja pamięci: 6 GB RAM i 64 GB, 128 lub 256 GB pamięci wbudowanej
Aparat główny: 2×12 Mpix, f/1.5-f/2.4, AF, EIS, OIS, LED. Matryca Sony IMX345 lub Samsung S5K2L3.
Aparat przedni: 8 Mpx, matryca Samsung S5K3H1
Bateria: Li-Ion 3500 mAh
Łączność i czujniki: Bluetooth 5.0, WiFi v802.11 a/b/g/n/ac, USB 3.1 Typu C, OTG, GPS, A-GPS, żyroskop, czujnik grawitacji, czytnik linii papilarnych, skaner tęczówki oka, pulsometr
System operacyjny: Android 8.0 Oreo

System i nakładka

Samsung i oprogramowanie rzadko idą ze sobą w parze. Ich autorski system – Bada – szybko upadł. Ich nakładka TouchWiz do czasów Galaxy S5 uchodziła za jedną z najcięższych. Kolejny system – Tizen, okazał się bardzo dziurawy (i posiadał pozostałości kodu z Bady). Dopiero podczas prac nad Galaxy S6, Samsung poprosił o pomoc ludzi z Microsoftu, który pomógł w odchudzeniu oprogramowania ze zbędnych śmieci.

Dziś trzymam w ręku telefon z najnowszym Androidem 8.0, w którym starego „LagWiza” zastąpiła nakładka Samsung Experience (no dobrze, to nadal TouchWiz, z nową nazwą). Wizualnie, Android w wykonaniu Koreańczyków, różni się od pozostałych nakładek. MIUI, EMUI, czysty Android – wszystkie one, w jakimś mniejszym lub większym stopniu, wykazują pewne podobieństwa – są monotonne. Samsung wzbogacił swoje urządzenie o kilka dodatkowych funkcji, co nie w każdym przypadku uznaję za zaletę. Wiele z nich jest przydatnych lub sprawia, że korzystanie z systemu nie jest nudne. Są jednak takie dodatki, które dla mnie są zwyczajnie zbędne – czyżby Samsung się niczego nie nauczył i ponownie robi ze swojej nakładki ciężką kobyłę?

Przede wszystkim, Samsung stara się wypromować swój własny ekosystem, oparty na Androidzie. O ile kilka lat temu, Samsungi słynęły z aplikacji o zdublowanej funkcjonalności (aplikacje firmy Google i ich odpowiedniki Samsunga), o tyle tutaj w większości przypadków mamy tylko samsungowe usługi. Ingerencja Samsunga w system jest bardzo głęboka – od koreańskich rozwiązań w dialerze i liście kontaktów, po DEXa pozwalającego zamienić nasz smartfon w namiastkę komputera.

Wiele rozwiązań opiera się na sztucznej inteligencji. Już w Galaxy S8, Samsung stara się wypromować swojego wirtualnego asystenta Bixby, choćby dedykując mu osobny przycisk. Niestety, jak wspomniałem wyżej, jego zalety kończą się przy styczności z naszym językiem ojczystym.

Bardziej funkcjonalny (w moim odczuciu) okazuje się jednak Bixby Vision, rozbudowujący funkcję aparatu. Już od wielu lat, nasze telefony potrafiły rozpoznawać twarze. Tutaj, nasz smartfon umie również na bieżąco tłumaczyć tekst, poradzi sobie z identyfikowaniem win (nie sprawdzałem na Amarenie), przeszuka internet w poszukiwaniu widocznego przedmiotu (raz nawet pokazał nazwę kodową mojego prywatnego smartfona). Funkcja „szukania zdjęciem” wymaga jednak dopracowania, często wyniki są zbyt ogólne (coś w stylu pokazywania konkretnego notebooka marki HP i otrzymanie linku do definicji laptopa).

Nie mogło też zabraknąć możliwości przerobienia naszych twarzy na emotikonę. Funkcja wprowadzona przez Apple, namiętnie kopiowana przez producentów, a w moim odczuciu – zupełnie zbędna. Każdy ma jednak inne potrzeby.

O wiele bardziej spodobała mi się aplikacja Apps Edge, czyli dodatkowy, wysuwany z boku telefonu pasek ze skrótami do aplikacji, widżetami czy informacjami o wykorzystaniu zasobów urządzenia.


Warto również wspomnieć o podświetleniu krawędziowym, czyli możliwości wybrania odpowiedniego efektu animacji wyświetlacza, przy otrzymaniu powiadomienia. A jeśli o nim mówimy, wspomnę też o Always On Display. Ekran podglądu towarzyszy mi od czasów starych Nokii, po smarfony N-series z Symbianem oraz Lumii. Cieszę się, że inni producenci również wykorzystują tę przydatną funkcję.


Nową nakładkę Samsunga da się lubić. Niestety, ilość funkcji, animacji czy usprawnień sprawia, że smartfony konkurencji zdają się być bardziej żwawe. Wadą tak głębokiej ingerencji w Androida jest również to, że użytkownicy Samsungów muszą czekać dużo dłużej na aktualizację Androida do nowszej wersji.

Wydajność

Co nieco na jej temat wspomniałem już w poprzednim akapicie, mówiąc, o cięższej nakładce od konkurencji. Smartfon nie ma jednak problemów z wydajnością, co przy takich podzespołach byłoby raczej powodem do wstydu. Tylko raz zdarzyło mi się zauważyć klatkowanie interface’u, które pojawiło się, przy przewinięciu ekranu pulpitu w bok. Grając w takie tytuły, jak „Asphalt 8: Airborne” czy „Need For Speed: No Limits” nie odczułem spadków wydajności czy problemów z płynnością. O ile podczas grania nie spotkałem się ze szczególnym nagrzewaniem się telefonu, o tyle podczas (dość krótkiego) używania nawigacji, ramka smartfonu zrobiła się gorąca.

Nie jestem fanem benchmarków. Ilość zdobytych punktów nie ma przełożenia na komfort użytkowania smartfona. Wystarczy spojrzeć na niektóre azjatyckie smartfony, które mimo sporej wydajności, mają problemy z optymalizacją oprogramowania czy błędami w nakładce (ZUK Z2, telefony LeEco). Zresztą, dopracowane flagowce z jednego roku modelowego, działają porównywalnie (przynajmniej teoretycznie).

Mimo to, sprawdziłem koreańskiego flagowca, najnowszą wersją popularnego benchmarka AnTuTu. Czy połączenie ośmiordzeniowego Exynosa 9810 i 6 GB RAM spisało się odpowiednio? Oceńcie sami.

Aparat i multimedia

Tutaj Samsung Galaxy S9+ pokazuje, co potrafi. Już dwie poprzednie generacje „galaktycznej eski” udowodniły, że Koreańczycy mają dużo do zaoferowania fanom mobilnej fotografii. O ile zdjęcia wykonywane w czasie dnia nie są już wyzwaniem nawet dla telefonów klasy budżetowej, o tyle przy fotografii nocnej, zazwyczaj bywa już gorzej. Ale nie w tym przypadku.

Samsung kusi nas zmienną przysłoną, co jest nowością w aparatach naszych smartfonów. Dzięki szerokokątnej optyce o jasności f/1.5, nocne sesje fotograficzne przy pomocy smartfona nie będą już abstrakcją i pokazem szumów. Za to w czasie dnia, dzięki przysłonie f/2.4, nasze zdjęcia staną się bardziej szczegółowe. W trybie automatycznym, smartfon sam dobiera odpowiednie ustawienie przysłony. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyśmy manualnie mogli sterować jasnością w trybie profesjonalnym.

12-megapixelowy aparat najnowszego flagowca, wyposażono w dodatkową pamięć operacyjną. Wszystko po to, aby móc nagrywać filmy o rozdzielczości HD przy ilości 960 klatek na sekundę. Filmy wykonane w trybie slow-motion robią wrażenie, choć ich jakość nie powala. Nie zabrakło również optycznej stabilizacji obrazu, co w smartfonie tej klasy powinno być uznane za standard.


W odróżnieniu od podstawowego wariantu, Galaxy S9+ został wyposażony w dodatkowy aparat o takiej samej rozdzielczości, jak podstawowa matryca. Ma on za zadanie wzbogacić nasze fotografie o tryb bokeh, a także dodaje możliwość podwójnego, bezstratnego zoomu.

Oczywiście, nie zabrakło aparatu dla fanów selfie. Wykonamy nim fotografie o rozdzielczości 8 Mpx. Podobnie, jak przy zdjęciach robionych głównym aparatem, również i tutaj nie musimy się wstydzić ujęć przy słabym świetle. W moim odczuciu, zdjęcia uchwycone przednią kamerką, są jednak zbyt sztuczne. Twórcy algorytmów upiększających lekko przesadzili, co szczególnie rzuca się w oczy w czasie dnia. Ale nie zrobili tego tak bardzo, jak twórcy animowanych emoji…

Czy aparat Galaxy S9+ jest obecnie najlepszą jednostką, jaką możemy znaleźć w smartfonie? Ciężko mi powiedzieć. Konkurencja nie śpi, a niemniejszy pazur pokazał aparat (a właściwie trzy aparaty) Huaweia P20 Pro. Nie mam jednak dostępu do tego drugiego, więc wstrzymam się od porównań.

Samsung chwali się efektem stereo, uzyskanym przez głośniki swojego najnowszego modelu, które zostały dostrojone, we współpracy ze specjalistami z AKG oraz Dolby. Efekt końcowy nie wgniata w fotel (wszak to nadal jedynie smartfon), aczkolwiek fani oglądania seriali czy YouTube’a z poziomu smartfona będą zdecydowanie zadowoleni. W połączeniu ze słuchawkami dołączonymi do zestawu, świetnym wyświetlaczem i rewelacyjnymi aparatami, otrzymujemy prawdziwe, przenośne centrum multimedialne.

Samsung Galaxy S9+ jako narzędzie pracy

Flagowy Samsung uchodzi za świetne narzędzie do biznesu i przyznaję, że nie mogę powiedzieć złego słowa na jego walory użytkowe. Praca z internetem, przełączanie aplikacji między oknami i związane z tym dodatkowe funkcje nakładki, tryb DEX czy zabezpieczenia (zarówno hardware’owe jak i software’owe) pod postacią KNOXa czynią z tego smartfona przenośne biuro. Nie jest to jednak tak zaawansowany mobilny komputer, jak telefony z serii Galaxy Note.

Dwie karty SIM i obsługa kart pamięci do pojemności 400 GB, również przyłożą się do komfortu pracy w warunkach firmowych. Swoje 3 grosze dorzucił Microsoft, który w przypadku zakupu flagowców Samsunga, dokłada 100 GB swojej przestrzeni dyskowej, w chmurze OneDrive. Nie jest to jedyny efekt współpracy Samsunga z Microsoftem. Amerykanie pomagają koreańskiemu gigantowi przy pisaniu oprogramowania czy przy rozwoju przystawki DEX. Ciekawostką może być fakt, że stacja bazowa dla telefonów Samsunga jest w pełni kompatybilna z rozwiązaniem Microsoft Continuum. Niestety, w drugą stronę to nie działa (próbowałem uruchomić na przystawce Microsoft HD-500 interface DEX, kończyło się jednak na wyświetlaniu na telewizorze, bezpośredniego obrazu z telefonu).

Bateria – najsłabsze ogniwo

Samsung nigdy jakoś specjalnie nie szalał z bateriami swoich smartfonów (przy czym, jak już zaszalał, to kosztowało go to 17 miliardów dolarów). Po problemach z Galaxy Note7, jeszcze bardziej zadbano o bezpieczeństwo ogniw, co odbiło się na pojemności akumulatorów. Litowo-jonowa jednostka o pojemności 3500 mAh jest zdecydowanie za mała, co pokazuje czas pracy urządzenia. Nie jest fatalny, ale ostatnimi czasy, odzwyczaiłem się od codziennego ładowania smartfona – tutaj dawne rutyny muszą powrócić. Przy zwykłym użytkowaniu (trochę internetu, komunikator w tle, kilka zdjęć, jakaś gierka), półtora dnia to maksymalny czas działania, jakiego możemy się spodziewać. Szkoda, że producenci tak bardzo walczą o to, by smartfony były możliwie jak najbardziej cienkie. Gdyby dodano smartfonowi te 2-3 milimetry i wstawiono pojemniejszy akumulator, niemiałbym nic przeciwko.

Jednego dnia postanowiłem, że przez cały dzień będę korzystał tylko ze smartfona. Przeniosłem na niego całą swoją pracę, a także aktywnie korzystałem z jego „dobrodziejstw”. Wystarczyło 14.5 godziny, aby telefon wymagał podłączenia pod ładowarkę. Sam czas pracy na ekranie wyniósł wtedy 4.5 godziny.

Telefon możemy ładować bezprzewodowo, jak i przy pomocy dołączonej szybkiej ładowarki, korzystającej z samsungowego standardu Fast Charging.

Bez kompromisów

Galaxy S9+ to telefon, którym jego producent, pokazuje nam swoją pewność siebie. Podczas, gdy konkurencja wydaje smartfony upodobnione do najnowszego produktu Apple, Koreańczycy idą swoją drogą. Samsung udowadnia, że nie trzeba rezygnować z bezprzewodowego ładowania, aby telefon był cienki (Ostatnio HTC argumentowało brak tego typu ładowania, w modelu U12+, tłumacząc się grubością urządzenia). Nie trzeba również rezygnować z atrakcyjnego designu, aby otrzymać odpowiednio duże wykorzystanie frontu smartfona na wyświetlacz. Ba, port USB Typu C i gniazdo jack mogą żyć ze sobą w zgodzie. Smartfon pracujący pod kontrolą Androida może być też bezpieczny, a duży wyświetlacz nie musi nas zmuszać, do zakupu osobnej torby na telefon.

Poza przeciętną baterią, potencjalnego klienta może zrażać cena. Fakt, nie jest tanio. Nie trzeba jednak od razu kupować wariantu z „plusem”, ponieważ tańszy i mniejszy Galaxy S9, absolutnie nie jest gorszy. Samsung wcale nie ukrywa, że dołożenie drugiego aparatu i większej ilości RAMu, to tylko chwyt marketingowy. Najlepsze dopiero nas czeka. Za jakieś półtora roku, ten smartfon nadal będzie wydajny, a jego aparat w dalszym ciągu będzie należał do czołówki fototelefonów. Przy tym, będzie można go zakupić, w cenach średniaków, które będą dużo słabsze (i nie mówię tu o egzemplarzach używanych).

Samsung to marka, która na rynku urządzeń mobilnych przeszła ogromną przemianę. Pamiętam jeszcze czasy dominacji Nokii i Sony Ericssona, kiedy Samsung był jednym z ostatnich wyborów podczas kupna telefonu. Następnie przyszły czasy popularności Avili czy Corby, kiedy to niszowa marka zaczęła gościć w wielu domostwach. Później nadeszła sztandarowa seria Galaxy S, biznesowa Note, wysyp podobnych do siebie modeli o mocno abstrakcyjnych nazwach, aż w końcu… Samsung dojrzał. Pokazał klarowne portfolio, poprawił swoją politykę aktualizacji, postawił na wysokiej jakości materiały, odchudził oprogramowanie i… to były właściwe decyzje.

Reklama