[Recenzja] Xiaomi Mi 10 5G – tanio już było

Ciężko o markę, która w ostatnich latach robi w Polsce większy szum od Xiaomi. Produkty z pomarańczowym logotypem przeszły drogę od „chińskiej ciekawostki” do najlepiej sprzedających się smartfonów w kraju.

Do tej pory jednak, firma ta była kojarzona ze stosunkowo tanimi urządzeniami. Wydając swojego najnowszego flagowca, Chińczycy postanowili zerwać z tym przyzwyczajeniem.

Recenzja ta była więc dla mnie sporym wyzwaniem, ponieważ (mając do czynienia ze sprzętem Xiaomi), również wyrobiłem sobie zdanie, że jest to tańsza marka. W związku z tym, na wiele niedociągnięć można było przymknąć oko – w końcu „w tej cenie” i tak nie było większej konkurencji. Ale gdy flagowy model zostaje wyceniony na 3500 złotych w polskiej dystrybucji, taryfa ulgowa się kończy.

Opakowanie i pierwsze wrażenia

Pudło, w które został zapakowany flagowiec Xiaomi, zostało wykonane z twardej tektury. Jest ono bardzo minimalistyczne – na wieku znajdziemy jedynie liczbę „10”, pod nią mały napis „5G” oraz drobne logo marki w prawym górnym rogu. Wszelkie oznaczenia są wytłoczone i pokryte srebrną farbą, z kolei opakowanie zmienia swoje barwy w zależności od światła – coś w stylu kolorystyki wielu współczesnych smartfonów. Wyjątkiem jest naklejka „Hi-Res Audio”.

Zestaw składa się z ładowarki pracującej z mocą 30 W, przewodu USB-C, przejściówki z portu USB na złącze słuchawkowe typu jack 3.5 mm, szpikulca do wyciągania karty SIM, zbioru książeczek z instrukcjami i (oczywiście) telefonu.

W pudełku znajdziemy również silikonowe etui. Jest ono przezroczyste, dość grube i sztywne. Niestety, również podatne na zarysowania – jako że nie byłem pierwszą osobą mającą styczność z tym egzemplarzem Mi 10, mogłem to łatwo zauważyć. Generalnie, dużo bardziej podobał mi się czarny i matowy case dołączony do Xiaomi Mi 9T. Był wykonany z przyjemniejszych w dotyku materiałów, jak i wizualnie bardziej pasował do flagowego smartfonu.

Przejdźmy do samego urządzenia. Patrząc od przodu zauważymy spory, 6.67″ zaoblony na boki wyświetlacz o proporcjach 19.5:9, pokryty szkłem Corning Gorilla Glass 5 generacji. I właściwie niewiele więcej. Ekran zajmuje aż 89.8% powierzchni frontu, a w jego lewym górnym rogu znajduje się niewielki otworek z matrycą aparatu. Jest on sporo mniejszy od tego co znam choćby z Motoroli One Vision/Action. Szczerze mówiąc, o ile z początku byłem sceptyczny do stosowania otworów, o tyle tutaj nie odczułem egzystencji dziury.

Pod ekranem znajdziemy stosunkowo małą „bródkę”, a nad nim – głośnik do rozmów.

Będąc przy górnej ramce, znajdziemy w niej port IrDA (pomagający w obsłudze urządzeń RTV), mikrofon, głośnik oraz maskownicę anteny. Na próżno szukać diody powiadomień, musimy zadowolić się funkcją Always On Display. Nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu, ale znam osoby, dla których brak diody jest sporą wadą.

Na dole smartfonu odnajdziemy centralnie umieszczony port USB typu C. Jest również drugi głośnik, mikrofon oraz tacka na dwie karty nanoSIM (w wersji chińskiej, czyli takiej jak używana przeze mnie) bądź jedną (w wersji z m.in. polskiej dystrybucji).

Niektórzy podejrzewali, że producentowi nie opłacało się projektować dodatkowych wariantów mi dziesiątki dedykowanych różnym rynkom, i - po zmianie tacki oraz oprogramowania - również i europejski egzemplarz stanie się DualSIMem. Takie sytuacje miały miejsce już kilkukrotnie, choćby przy popularnym niegdyś Huawei P10. W czasie testowania przeze mnie opisywanego smartfonu, pewien hobbysta z XDA Developers dowiódł, że rzeczywiście i tutaj takie rozwiązanie ma miejsce.

Nie ma jednak sposobu na umieszczenie w Mi 10 karty pamięci microSD, co dla niektórych czytelników również może okazać się sporą wadą.

Po prawej stronie Xiaomi Mi 10 5G znajduje się klasyczny układ przycisków. Dwa klawisze służące do regulowania poziomu głośności oraz znajdujący się pod nimi przycisk blokady mają odpowiednio wyważony skok (choć w przypadku mojej dłoni odniosłem wrażenie, że są ułożone ociupinkę za wysoko). Lewa strona smartfonu nie posiada jakichkolwiek elementów.

Patrząc na szklany tył urządzenia, zwrócimy uwagę na dwie wysepki z aparatami. Nie tylko zajmują one dużą powierzchnię, ale również wystają. Ma to swoją wadę – po położeniu na płaskiej powierzchni, możemy kołysać telefonem. Pod obiektywami została umieszczona podwójna dioda LED, służąca doświetleniu wykonywanych fotografii. Kolorystyka plecków (jak i ramki) jest jednolita. W tym przypadku jest to odcień szary, marketingowo nazwany „Twilight Grey”. W dolnej części smartfonu znajdziemy logotyp producenta, informacje na temat produktu oraz (tak jak na opakowaniu) adnotację o obsłudze sieci 5G. Warto wspomnieć, że plecki telefonu niemiłosiernie się palcują.

Sam design jest moim zdaniem po prostu… ok. Xiaomi nie zdecydowało się na choćby odrobinę szaleństwa, a smartfon wygląda tak, jak wielu innych konkurentów. Nie pokazano niczego nowego, postawiono na sprawdzone rozwiązania. To sprawia, że telefon wygląda dość konserwatywnie (co nie znaczy, że brzydko).

Pod względem gabarytów, Mi 10 5G jest duży (162.5 x 74.8 mm), gruby (9 milimetrów) i ciężki (208 gramów). Osoby szukające urządzenia kompaktowego, zdecydowanie nie będą w kręgu zainteresowania tym modelem. Miałem problemy z komfortową obsługą go jedną dłonią.

Ciężko jednak zarzucić Xiaomi, że użyło złych materiałów czy że są one słabej jakości – wprost przeciwnie. Smartfon ten nie odbiega niczym od tego, do czego przyzwyczaili nas (dawniej) drożsi konkurenci. Brakuje jednak certyfikowanej wodoszczelności, co w tej klasie urządzenia (i przy kwocie, jakiej życzy sobie polski dystrybutor) uznaję za minus.

Zapytacie mnie: a gdzie jest czytnik linii papilarnych? A pod wyświetlaczem – odpowiem. I jest on zadziwiająco skuteczny. Sprawdzając Meizu 16X na początku zeszłego roku pisałem, że ta technologia wymaga dopracowania. Przy Mi 9T było już dużo lepiej. Z kolei tutaj czytnik działał perfekcyjnie i nie zawiódł mnie choćby przy wilgotnych dłoniach. Powiem więcej – zadziałał nawet wtedy, gdy w sklepie miałem założone… lateksowe rękawiczki.

Z początku myślałem, że jest to jakiś błąd, podobny do przypadku znanego z Nokii 9 PureView, którą po jednej z aktualizacji można było odblokować dosłownie wszystkim - choćby gumą do żucia. Jednak w czasie przykładania pozostałych palców, telefon już nie chciał się odblokować.

Skąd więc taka skuteczność? Czytnik jest wykonany w technologii optycznej. Pod wyświetlaczem znajduje się matryca (jak w aparacie). Podczas odczytu naszych linii papilarnych, pole wokół matrycy jest podświetlane, a ta wykonuje zdjęcie naszego opuszka. Najwidoczniej światło emitowane przez wyświetlacz Mi 10 było tak intensywne, że prześwietliło warstwę lateksu. Swoją drogą, z poziomu ustawień możemy zmieniać animację podświetlenia.

Warto również wspomnieć o bardzo przyjemnym silniku wibracyjnym, który poczujemy zarówno przy odblokowaniu telefonu, jak i wielu innych czynnościach (choćby w trakcie pisania na klawiaturze).

Wyświetlacz

Tegoroczny flagowiec Xiaomi został wyposażony w 6.67″ panel typu AMOLED produkcji Huaxing Optoelectronics (należącego do TCL). Pokrywa on 89.8% powierzchni frontu, który chroni szkło Gorilla Glass 5. Ekran wspiera HDR10+, co przekłada się na uzyskanie żywszych lub też bardziej naturalnych barw (w zależności od ustawień. Same kolory pokrywają się z paletą DCI-P3). Nie jest to tak dobry standard jak Dolby Vision, ale producenci bardzo go polubili – m.in. ze względu na otwartoźródłowość i brak opłat licencyjnych. Szczytowa jasność wyświetlacza to 1120 nitów (lub 1200, w zależności od źródła). W praktyce 800.

Celowo dopiero teraz wspominam o rozdzielczości. Jest to tylko 1080 x 2340 pikseli. Ale zaraz… „tylko”? Przecież to FullHD+, dające przy takim panelu zagęszczenie pikseli na poziomie 386 ppi. Nie jest to wcale mało, o ile nie bierze się pod uwagę, że jest to matryca typu PenTile. Oznacza to, że do budowy takiej matrycy nie użyto trzech subpikseli tej samej wielkości (czerwonego, zielonego, niebieskiego), tylko dwóch dużych i dwóch małych (zielonych). W praktyce, widziana rozdzielczość wydaje się niższa, a czcionki nie są tak ostre, jak w panelu LCD o tej samej rozdzielczości.

I tak jest też w Mi 10. W dodatku, w dolnej części wielu napisów czy elementów interfejsu widziałem zieloną poświatę, gdy używałem jasnego motywu MIUI. Możliwe jednak, że nie wszyscy zauważą ten efekt. Wzrok każdego z nas delikatnie się różni i jest całkiem prawdopodobne, że Wy nie odczujecie tej niedogodności. Rozmawiałem z dwoma użytkownikami Mi 10 i obydwaj deklarowali, że nie mają wyświetlaczowi w tym modelu absolutnie niczego do zarzucenia. I mogą mieć rację. Znam też jednak osoby, które po krótkim spojrzeniu na Mi 10 5G odpowiedzą „o nie, PenTile”. Poniżej pokazuję (w dużym powiększeniu) jak wygląda opisywany efekt.

Dlaczego więc nie zastosowano matrycy QHD? Prawdopodobnie producent poszedł na kompromis, obniżając rozdzielczość (i cenę w stosunku do topowych konkurentów), jednocześnie oferując odświeżanie obrazu z częstotliwością 90 Hz. Dzięki temu animacje UI czy obraz podczas grania są bardziej płynne. Podwyższona częstotliwość odświeżania wpływa również na drenaż baterii, więc możliwe, że obniżając rozdzielczość, producent chciał odciążyć układ graficzny. Do tego samego posunęli się również inni producenci, a wyświetlacz FullHD+ znajdziemy choćby w OnePlusie 8.

Z drugiej strony, Samsung Galaxy S20 Ultra, Huawei P40 Pro czy OnePlus 8 Pro posiadają wyższe rozdzielczości przy tej samej, lub wyższej, częstotliwości odświeżania. Jednak wyższa jest również ich cena.

Warto zwrócić uwagę na mnogość ustawień, którymi możemy wpływać na wyświetlany obraz. Xiaomi pozwala na zmianę barw wyświetlania, jak i na powrót częstotliwości odświeżania do standardowych 60 Hz, co wydłuży czas pracy na baterii. Bardzo rozbudowany jest również panel konfiguracyjny Always On Display, w którym możemy zmienić zachowanie tej funkcji, jak i przebierać w różnych animacjach.

Wydajność i specyfikacja

Jak przystało na flagowca z 2020 roku, Xiaomi Mi 10 5G pracuje pod kontrolą topowej jednostki Qualcomma – Snapdragon 865. Składa się ona z ośmiu rdzeni Kryo 585, z czego jeden jest taktowany z częstotliwością 2.84 GHz, trzy następne to 2.43 GHz, a pozostałe 4 ograniczono do 1.80 GHz. Układ został wykonany w procesie technologicznym 7nm+. Za grafikę odpowiada układ Adreno 650. Do tego dochodzi 8 bądź 12 GB pamięci operacyjnej (RAM) LPDDR5 i 128 lub 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 3.0.

W praktyce, smartfon jest bardzo szybki. Ciężko zarzucić mu powolność, aplikacje i wywołane polecenia uruchamiały się niemal błyskawicznie. Szybką reakcję wspomaga również częstotliwość odświeżania panelu dotykowego, wynosząca 180 Hz.

Przy tym wszystkim smartfon praktycznie nie nagrzewa się, nawet podczas większego obciążenia. W trakcie wykonywania benchmarku, Xiaomi podniosło swoją temperaturę z 25 stopni do niecałych 30°C, nadal pozostając chłodniejszym od naszego ciała. Kto pamięta czasy Snapdragona 810 i wyłączania się aparatu Xperii Z5 przy 45°C ten wie, jak duży postęp zrobił Qualcomm w projektowaniu swoich jednostek.

Swoje dołożył tu również producent, który zdecydował się na montaż rozbudowanego układu chłodzenia, opartego na komorze parowej (trzykrotnie większej od tej w Huaweiu Mate 30 Pro). Jest również radiator wykonany z grafitu i grafenu, a do smartfonu można sobie dokupić dodatkowy… wentylatorek.

Specyfikacja:

Wyświetlacz: AMOLED, 16 milionów kolorów, 6.67", 1080x2340 px, 386 ppi, HDR10+, 90Hz, Corning Gorilla Glass 5 Wymiary i waga: 162.5 x 74.8 x 9 mm, 208 g Procesor: Qualcomm Snapdragon 865, 8-rdzeni Kryo 585 o taktowaniu do 2.84 GHz Grafika: Adreno 650 Konfiguracja pamięci: 8 lub 12 GB RAM i 128 GB lub 256 pamięci wbudowanej UFS 3.0 Aparat główny: Główny: 108 Mpx (f/1.7), 1/1.33", 0.8µm, PDAF, OIS Szerokokątny: 13 Mpx (f/2.4), 12mm Makro: 2 Mpx (f/2.4) Głębia: 2 Mpx (f/2.4) Aparat frontowy: 20 Mpx (f/2.0), 1/3", 0.9µm Bateria: Li-Po 4780 mAh, ładowanie 30 W, Power Delivery 3.0, Qi 30 W (w tym ładowanie zwrotne 5 W) Łączność i czujniki: Bluetooth 5.1, dwuzakresowe Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac/ax, USB 2.0 Typu C z OTG, GPS, A-GPS, GLONASS, BDS, GALILEO, QZSS, żyroskop, czujnik grawitacji, czytnik linii papilarnych w wyświetlaczu, NFC, DualSIM (w wersji chińskiej). System operacyjny: Android 10 z nakładką MIUI 11

Oprogramowanie

W momencie testowania przeze mnie opisywanego modelu, działał on na systemie MIUI 11.0.24 opartym o dziesiątą edycję Androida. Niestety, wypożyczony egzemplarz posiadał chińską wersję oprogramowania bez pełnego wsparcia dla usług Google, stąd nie mogłem się przyjrzeć, co Xiaomi oferuje użytkownikowi z Europy. Jednocześnie pominę opis usług przygotowanych na rynek chiński, ponieważ są u nas one zbędne.

Samo oprogramowanie działa bardzo płynnie. Mimo że MIUI nie należy do lekkich nakładek i jest bardzo mocno przebudowane w stosunku do czystej edycji Androida, nie da się odczuć, by smartfon działał niezgodnie z naszymi oczekiwaniami. Chińska nakładka ma swoich fanów (m.in. ze względu na prostotę i mnogość możliwości personalizacji), jak i przeciwników (zarzucających podobieństwo do systemu iOS od Apple czy wiele błędów „pod maską”, których zazwyczaj nie zauważy osoba, która nie interesuje się oprogramowaniem). Osobiście używałem tej nakładki przez 1.5 roku i stwierdzam, że MIUI da się lubić.

Podczas używania Mi 10, zdarzyły mi się dwie (powtarzające się) sytuacje. Pierwsza to wyrzucanie z RAMu sklepu z aplikacjami Amazonu i druga, wyłączanie się programu AccuBattery. Widać to na poniższym filmiku. Nie wiem, na ile był to błąd w oprogramowaniu Xiaomi, a na ile może to być problem wynikający z używania chińskiego oprogramowania, bez wsparcia dla usług Google. Przez moje ręce przeszło wiele smartfonów Xiaomi z globalną wersją oprogramowania i ani razu nie zastałem takiego błędu. Możliwe więc, że „nasze” Mi 10 jest wolne od takich ciekawostek.

Poza dwiema sytuacjami z filmiku, Mi 10 działało bardzo stabilnie, jak zresztą przystało na flagowca. Xiaomi uporało się również z początkowymi problemami MIUI 11, które trapiły przede wszystkim użytkowników Mi 9T (nadmierny drenaż baterii). Poza tym, dodano wspominane już wcześniej smaczki, jak możliwość wyboru animacji Always On Display czy czytnika linii papilarnych w wyświetlaczu.

Aparat i multimedia

Chiński producent odrobił również lekcje w związku z mobilną fotografią i czasy odradzania Xiaomi osobie szukającej smartfonu do wykonywania zdjęć to przeszłość. Choć nie jest też do końca idealnie.

Główny moduł to 108 megapikselowa jednostka Samsung ISOCELL Bright S5KHMX, znana już ze średniopółkowego Mi Note 10. Jej parametry wyglądają dość imponująco (f/1.7, 1/1.33″, 0.8µm) i jest to matryca typu Quad Bayer. Oznacza to, że smartfon łączy cztery piksele w jeden, a końcowa rozdzielczość fotografii to… 25 Mpx. (Jak pewnie zauważyliście, gdzieś ubyło 8 Mpx). Możemy jednak skorzystać z trybu 108 Mpx i wykorzystać całą matrycę. Do doświetlania fotografii można użyć podwójnej diody LED, która dostosuje się do scenerii.

Niestety, w stosunku do dużo tańszego Mi Note’a oraz starszego Mi 9, zabrakło laserowego autofokusu (postawiono jedynie na detekcję fazy, czyli PDAF). Nadrobiono brak w stosunku do poprzednika i dziesiąta generacja posiada już optyczną stabilizacje obrazu (OIS) – niestety, tylko przy głównej matrycy. Zabrakło teleobiektywu, co jest kolejnym zubożeniem w stosunku do flagowca o numerze „9”. Fotografie wykonywane w trybie dwukrotnego przybliżenia są generowane cyfrowo, poprzez wycięcie kadru z głównej matrycy. Tańszy, wspominany już średniak, ma aż dwa teleobiektywy i to z przybliżeniem optycznym.

Wszystkie fotografie zamieszczone poniżej możesz zobaczyć w oryginalnych rozdzielczościach klikając tutaj.

Mam wrażenie, że Xiaomi inwestując w świetną matrycę Samsunga stwierdziło, że tym sposobem zakryje pozostałe niedoróbki. I fakt, główny aparat się broni. Barwy są bardzo naturalne, nie ma w nich przesycenia charakterystycznego dla smartfonów Galaxy. Mi 10 5G nie wyostrza też fotografii tak, jak robił to m.in. Huawei P20 Pro.

Dopiero przy słabym świetle widać, że aparat potrafi gubić detale.

Zaniepokoił mnie efekt rozjeżdżających się elementów obrazu wraz z ich oddaleniem od środka, co prawdopodobnie jest spowodowane zastosowaną matrycą. Szczególnie daje się to we znaki, gdy próbujemy wykonać zdjęcie kartki z tekstem.

Xiaomi poprawiło tryb nocny. Zdjęcia (zazwyczaj) nie są już przyźółknięte, a w przypadku bliskich przedmiotów, nie brakuje im detali (zdjęcie kota zostało wykonane po godzinie 22:00, gdzie jedynym źródłem światła w pokoju był telewizor). Gorzej jednak jest w plenerze, gdzie – bez odpowiedniego oświetlenia – aparat będzie przekłamywał barwy.

Z drugiej strony, przy lepszym oświetleniu zdjęcia nocne wyglądają, jakby były robione w dzień. Ma to swoje wady i zalety, w zależności od sytuacji. Robiąc zdjęcia w plenerze po zachodzie słońca wolałbym, aby niebo nie wyglądało na nim jak Idylla z Windowsa XP.


Mi 10 5G całkiem nieźle radzi sobie z nagraniami wideo, dobrze stabilizując obraz i odpowiednio odwzorowując barwy. Niestety, w stosunku do Mi Note 10, zabrakło możliwości nagrywania w super slow motion. Jest jednak rozdzielczość 4K w 60 klatkach na sekundę.

Późnym wieczorem zauważymy, że na nagraniach pojawiły się szumy, a autor recenzji lubi słuchać zespołu „Koniec świata”. Niepokoi mnie jednak gubienie klatek obrazu podczas większego ruchu.

Jest także możliwość nagrywania w rozdzielczości 8K, aczkolwiek jesteśmy wtedy ograniczeni do 30 klatek na sekundę. Przy czym (jak odkrył Tadeusz z Foniki Pej), Xiaomi posunęło się do małego kłamstewka. Mianowicie, 8K jest interpolowane z 6K.

Kompletnie nie rozumiem sensu montowania w opisywanym smartfonie matrycy 2 Mpx do makrofotografii. Można ją potraktować jedynie jako zabawną ciekawostkę, ponieważ jej rozdzielczość jest zbyt mała do wykonywania ujęcia o dobrej jakości (szczególnie w gorszych warunkach oświetleniowych).

Niestety, muszę Wam przyznać się do pewnego błędu z mojej strony – przeglądając materiały do tej recenzji (już po oddaniu urządzenia) zauważyłem, że na dysku nie zachowałem żadnego ujęcia z obiektywu makro. Możecie jedynie zobaczyć, jak sobie radzi główna matryca Samsunga przy użyciu zoomu.

Ciężko powiedzieć, abym był zadowolony z efektów otrzymanych aparatem szerokokątnym. Jest to jednostka 13 Mpx o świetle f/2.4 i ekwiwalencie ogniskowej 12 mm, co oznacza, że jest to gorsza matryca od tej zastosowanej w Mi Note 10. Rozdzielczość jest mniejsza, obiektyw ciemniejszy. Nie można również zmieniać ostrości, ani wykonywać fotografii w trybie nocnym (z kolei bez tego trybu, ten aparat jest bezużyteczny). Odniosłem wrażenie, że zdjęciom brakuje detali, a kontrast jest nienaturalnie podbity (szczególnie przy słabszym świetle).

Xiaomi Mi 10 5G nie oferuje możliwości przełączania się między obiektywami podczas nagrań wideo – a szkoda. Filmy przy odpowiednim świetle wypadają stosunkowo dobrze (choć są ciemniejsze od tych z głównego obiektywu).

Wieczorem zaś zastaniemy festiwal szumów i zakłóceń.

Czwarta matryca (ponownie 2 Mpx o świetle f/2.4) ma służyć do pomiaru głębi i podejrzewam, że – tak jak przy aparacie do makrofotografii – została ona zamontowana po to, by ładnie wyglądać na prospekcie reklamowym.

Przejdźmy więc do frontowej kamerki. Jest to matryca o rozdzielczości 20 Mpx o świetle f/2.0 bez autofocusu. Aparat ten robi całkiem niezłej jakości zdjęcia, choć odniosłem wrażenie, że tutaj dużo psuje oprogramowanie. Tryb „upiększania” za bardzo wygładza twarz (szczególnie wieczorem), a w dodatku efekt końcowy jest sztucznie rozjaśniony. Tryb portretowy całkiem naturalnie oddziela moją postać od tła. Frontowa kamerka potrafi nagrywać wideo w rozdzielczości FullHD, ale jedynie w 30 klatkach na sekundę.

Dźwięk

W Xiaomi Mi 10 5G zastosowano przetwornik audio, będący w stanie przetworzyć pliki zakodowane w formatach stratnych o częstotliwości próbkowania do 192 kHz i rozdzielczości 24 bit, o czym producent mówi już na opakowaniu przy pomocy logotypu „Hi-Res Audio”. Niestety, nie posiadam na tyle dobrego sprzętu, aby ocenić, jak to wszystko sprawdza się w praktyce. Zawiedzeni będą melomani przyzwyczajeni do gniazdka słuchawkowego jack 3.5 mm – bez (dołączonej do zestawu) przejściówki się nie obędzie.

Xiaomi chlubi się swoimi głośnikami stereo zamontowanymi w ramce smartfonu (po jednym u góry i na dole). Grają one bardzo głośno (jak na telefon) i jednocześnie wystarczająco czysto. Odniosłem jednak wrażenie, że brakuje im basu. Nie polecę ich do słuchania muzyki (o ile ktoś słucha jej z głośników telefonu), ale za to świetnie sprawdzą się do słuchania podcastów czy oglądania filmików na YouTube. Miałbym małe zastrzeżenie co do ich umiejscowienia – podczas trzymania telefonu poziomo, potrafiłem zasłonić je dłońmi. Możliwe, że lepiej by się sprawdziły, gdyby były zamontowane po prawej stronie górnej/dolnej części ramki.

Xiaomi Mi 10 5G w codziennej pracy

To już stały element moich recenzji, czyli aspekty, o których coraz częściej zapominają inni recenzenci smartfonów. Niektórzy czytelnicy pytali mnie o to, jak sprawuje się zasięg we flagowym Xiaomi. W przypadku egzemplarza Mobzilli, były pod tym względem spore problemy. U mnie takowe nie wystąpiły, a w miejscu zamieszkania zasięg nie ustępował pozostałym telefonom.

Jak mówi sama nazwa smartfonu, obsługuje on sieć 5G. Jak na złość, nie mogłem sprawdzić jak się sprawdza ta „kontrowersyjna” technologia w praktyce, ponieważ w mojej okolicy została ona uruchomiona dokładnie w dniu, w którym musiałem wrzucić mi dziesiątkę do paczkomatu.

Nie mogę powiedzieć niczego złego o jakości rozmów wykonywanych tym telefonem. Również używanie nawigacji nie sprawiało żadnych problemów, sygnał był dostępny niemal natychmiastowo (również w mieszkaniu, przy wyciągniętej karcie SIM).

Bateria i ładowanie

Akumulator to zdecydowanie jeden z najlepszych punktów w tym smartfonie. Jest to ogniwo litowo-polimerowe o pojemności 4780 mAh, co w połączeniu z dobrze zoptymalizowanym oprogramowaniem przełożyło się na świetny czas pracy na baterii. 9 do 11 godzin SOT przy 1.5 dnia średnio-intensywnego użytkowania zdecydowanie jest bardzo dobrym wynikiem. Możliwe jednak, że do tak dobrego rezultatu przyłożył się brak usług Google w moim egzemplarzu (w tych oferowanych w Polsce, one oczywiście już są).

Zadbano o szybkie ładowanie z mocą 30 W. Nie jest to jeszcze 50 W z wersji Pro, ale nadal pozwala to na uzupełnienie energii w smartfonie w czasie (nieco ponad) godziny. Warto wspomnieć o tym, że zasilacz pracuje w standardzie Power Delivery 3.0. Ucieszą się użytkownicy ładowarek bezprzewodowych, którzy będą mogli uzupełniać poziom akumulatora z mocą 30 W. Właściciele słuchawek ładowanych poprzez Qi również będą zadowoleni z ładowania zwrotnego. Tu ciekawostka – o ile globalna wersja robi to z mocą 5 W, o tyle chińska (czyli ta, z która ja miałem do czynienia) oferuje nam 10 W. Jak do tego doszło – nie wiem.

Podsumowanie

Ocena Xiaomi Mi 10 5G to dla mnie twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony, jest to dobrze zbudowany (może nawet za dobrze, patrząc na gabaryty) smarfon. W dodatku piekielnie szybki, z wyświetlaczem o zwiększonej częstotliwości odświeżania (choć brakuje mi tego QHD). Dodatkowym atutem jest tutaj ogromna (jak na flagowca) bateria, która bardzo szybko się ładuje. No i jest jeszcze obsługa sieci 5G, która przez kilkanaście lub kilkadziesiąt miesięcy będzie (na większą skalę) ciekawostką.

I w momencie gdy chciałbym napisać, że jest to rewelacyjny smartfon godny swojej ceny, przypomina mi się (teoretyczny) brak DualSIM w edycji globalnej. No i portu na karty pamięci. O ile diodę powiadomień, radio FM i jacka wybaczę (ponieważ mało kto już je stosuje), o tyle brak wodoszczelności we flagowcu za minimum 3500 zł jest słaby. No i te aparaty, gdzie główna matryca robi prawdziwą (i dobrą) robotę, a pozostałe zamieszczono dla designu i marketingu.

Podejrzewam, że w ten sposób chciano również przekonać klientów do dołożenia do wersji z „Pro” w nazwie, która posiada lepszy zestaw fotograficzny. Tylko czy ktoś dołoży do jeszcze droższego Xiaomi, gdy w podobnej cenie do Mi 10 może kupić… choćby iPhone’a 11, który fotograficznie (w większości przypadków) radzi sobie dużo lepiej?

Xiaomi Mi 10 5G oraz Mi Watch, który pojawi się w następnych recenzjach.

Z drugiej strony, gdy spojrzę na cały rynek smartfonów w 2020 roku, ciężko będzie podać przykład dużo lepszego urządzenia w tej półce cenowej. OnePlus 8? Wersja podstawowa jest uboga, a „Pro” droższa. Huawei? Bazowy P40 jest tańszy, ale nie oferuje nawet zwiększonej częstotliwości odświeżania (przy tej samej rozdzielczości), a w dodatku nie posiada usług Google. Wyższe wersje ponownie są droższe. Samsung? Podobnie jak Huawei, chociaż tutaj nie brakuje GMS. Trudno jest znaleźć lepszą, kompletną alternatywę. Każdy z popularnych producentów stworzył szereg „niekompletnych flagowców”, w dodatku szalejąc z cenami.

Przez to wszystko ciężko mi powiedzieć „Mi 10 5G to bardzo dobry wybór”, jak i podać sensowny powód, dla którego miałbym odradzić zakup „mi dzisiątki”. Uważam, że nie jest to telefon dla mnie.

Jeśli jednak uznasz, że „drogie Xiaomi” spełnia Twoje wymagania, to nie widzę stanowczego powodu, by odciągnąć Cię od zamiaru zakupu – ponieważ znaleźć lepszą alternatywę w 2020 roku będzie ciężko. Możesz ewentualnie poszukać czegoś droższego.

Chciałbym podziękować Łukaszowi Pietrzakowi (zapewne znanego Wam pod pseudonimem Majster Pirzu), który użyczył mi swojego egzemplarza, na potrzeby napisania powyższej recenzji.

Inne wpisy na temat Xiaomi:
Xiaomi Mi 9T – wysoko postawiona poprzeczka
Xiaomi Mi 8 – najlepszy klon iPhone’a
Xiaomi Redmi Note 5 po roku używania
Xiaomi Mi 9SE – porządny średniak
Xiaomi Mi Box – drugie życie mojego telewizora

Sprawdź również:
Ceny flagowych smartfonów w 2020 roku
Telefonia komórkowa w Afryce Równikowej

Fanpage, grupy na Facebooku czy choćby ta strona, to mój hobbystyczny i niezarobkowy projekt.
Jeśli podoba Ci się to co robię i chcesz pomóc w rozwoju mojego hobby - wesprzyj moją działalność.
Reklama