2012 rok. Wchodzisz do elektromarketu. Wychodzisz z nowym, błyszczącym telewizorem. Ale nie takim zwykłym, bo to jest odbiornik telewizyjny typu „smart”. Owszem, dołożyłeś do niego więcej pieniędzy, niż do zwykłego TV – przynajmniej sąsiad zobaczy, że masz w nim dostęp do Internetu i setek aplikacji. Rok później producent porzuca wsparcie.
Rok 2017. Uruchamiam smart TV marki Toshiba, który należy do mojej dziewczyny. YouTube już od dawna nie działa, serwis nie wspiera tak starej aplikacji. Nie ma sensu korzystać z przeglądarki, ponieważ telewizor nie jest szczególnie wydajny i nie jest w stanie poprawnie i płynnie wczytywać stron internetowych. VOD Onetu mówi, że nie wspiera urządzenia, WP TV tylko udaje, że działa. Aplikacja TVN Player działa kiedy chce, a aplikacji o dużo mówiącej nazwie „Forno” mój kolega nie sprawdzał. I tyle było z drogiego SmartTV.
Drugie podejście
Wiosna zeszłego roku, mama mojej Anety postanowiła zakupić nowy telewizor. Doradziłem więc, żeby nie zwracać uwagi na funkcje „smart” (które z czasem i tak przestaną być wspierane i koniec końców otrzymamy zwykły telewizor). Kupując odbiornik telewizyjny, lepiej skupić się na możliwie najlepszej matrycy. Jak łatwo się było domyślić, wygrał Pan Doradca ze sklepu, który wie wszystko lepiej. Tak oto obrzydzono mi Android TV, konkretnie w wykonaniu Sony. Dwurdzeniowy procesor MediaTeka i 1.5 GB RAM to za mało, by płynnie i szybko przełączać kanały. O klatkowaniu podczas innych, bardziej „smart” czynnościach nie wspominając. Czułem się jak użytkownik telefonu LG L5.
Nowe życie dla Toshiby
Przyszedł ten moment, kiedy podłączanie laptopa w celu obejrzenia czegoś spoza oferty TVN Player i telewizji naziemnej zaczęło mnie męczyć. Postanowiłem więc nadać drugie „smart” życie poczciwej Toshibie.
Na myśl przyszły mi trzy rozwiązania
1.Kupno starego laptopa i przygotowanie go pod pracę z telewizorem.
W moim przekonaniu, najbardziej zaawansowana forma zrobienia domowego centrum multimedialnego. Wszak ogranicza nas tylko wydajność sprzętu komputerowego.
2.Raspberry Pi (lub inny komputerek jego pokroju)
Najbardziej ambitny i bardziej kompaktowy projekt, jednak czasochłonny. Nie mam zbyt dużo czasu na zabawę, tak więc padło na ostatnią opcję.
3.Zakup gotowej przystawki z Android TV.
Rynek tego typu urządzeń jest ogromny. Są urządzenia bardziej wydajne, jak i takie, których najlepiej unikać jak ognia.
Dwa lata temu bawiłem się przystawką firmy Overmax, opartej na jednordzeniowym procesorze, 512 MB RAM i Androidzie 4.0. Generalnie, zabawka dla masochistów. To cudeńko nie wspierało nawet wyższych rozdzielczości niż 720p.
Po doświadczeniu z przystawkami firm-krzaków, postanowiłem wypróbować czegoś bardziej zaufanego. Dzięki uprzejmości mojej chińskiej znajomej, 3 dni później, w moim domu pojawił się Xiaomi Mi Box 4K.
Pierwsze wrażenie
Czytając moje poprzednie recenzje, mogliście zauważyć, że zachwalałem opakowania chińskiego producenta. Zazwyczaj były one białe, minimalistyczne, wykonane z twardej tektury. Pudełka mówiły nam mało, bo to urządzenie miało samo powiedzieć, co jest w stanie nam zaoferować. Ale nie tutaj.
Otrzymujemy pomarańczowe pudełko, które z każdej strony mówi nam, jak fajna jest jego zawartość. W środku odnajdziemy przystawkę do telewizora, malutki pilot, zasilacz, instrukcję obsługi, a nawet przewód HDMI. Wszystko, czego potrzebujemy, aby cieszyć się nową zabawką.
Xiaomi Mi Box 4K jest urządzeniem kompaktowym, o czarnym kolorze i bardzo minimalistycznym designie. Zdecydowanie nie psuje nam widoku na telewizor i nie zagraca jego otoczenia. Od frontu znajdziemy jedynie panel z diodą podczerwieni. Pozostałe złącza (USB, HDMI, zasilające oraz AV) znajdziemy w tylnej części obudowy.
Również jego pilot (a raczej pilocik) jest bardzo lekki i kompaktowy. Tak kompaktowy, że… łatwo go zgubić. Co najważniejsze, dodatkowy pilot nie jest nam potrzebny. Przystawką możemy również sterować za pomocą pilota od naszego telewizora. A przynajmniej pozwolił mi na to pilot od Toshiby.
Używając Mi Boxa, ma się wrażenie, że właściwie go… nie ma. Przystawka tworzy z naszym telewizorem (i jego pilotem) jedność. Gdyby nie małe pudełeczko pod odbiornikiem, można by pomyśleć, że Android TV jest opcją fabrycznie wbudowaną w nasz telewizor. Taka symbioza to spory komfort – zawsze mnie irytowały wszelkiego typu przystawki i kolekcja pilotów na stole.
Kilka słów o Android TV
O systemie Android przystosowanym do pracy z telewizorami usłyszeliśmy w 2014 roku, jako następcy dla Google TV. Pierwszym urządzeniem działającym w oparciu o platformę Android TV (wtedy jeszcze w wersji 5.0) był Google Nexus Player, czyli przystawka opracowana we współpracy amerykańskiego giganta z Intelem oraz ASUSem. Nowy system szybko został zaadaptowany w produktach czołowych producentów telewizorów (przede wszystkim, u wspomnianego na początku Sony), jak i w wielu urządzeniach typu set-top box.
Zaletą „telewizyjnego” Androida jest możliwość instalowania wielu aplikacji dostępnych dla systemu Android, jak i połączenia go z dodatkowymi akcesoriami. Osobiście preferuję połączenie Android TV z padem od PlayStation 4 oraz emulatorem gier z platformy Nintendo Entertainment System.
Specyfikacja Xiaomi Mi Box 4K (MDZ-16-AB)
Opisywana przez mnie przystawka to międzynarodowa wersja produktu Xiaomi. Sprzęt jest wyposażony w procesor o czterech rdzeniach Cortex-A53, pracujących z maksymalnym taktowaniem 2.0GHz. Wspomaga go układ graficzny Mali-450, który (w zapewnieniach producenta) pozwala na wyświetlanie obrazu o rozdzielczości 4K przy 60 klatkach na sekundę. Pamięć operacyjna (RAM) to 2 GB w postaci kości DDR3, a na pliki przeznaczono 8 GB pamięci wewnętrznej. Za łączność odpowiada dwuzakresowy moduł WiFi (802.11a/b/g/n/ac) oraz Bluetooth 4.0. Znajdziemy również port USB 2.0 (działający w trybie OTG) i oczywiście port HDMI 2.0a. Całością zarządza system operacyjny Android TV 6.0. Wymiary przystawki to 101 x 101 x 19.5 mm, a jej waga to 176.5 grama.
Xiaomi Mi Box 4K na co dzień
Opisywanej przystawki używam od czterech miesięcy – myślę więc, że przez ten czas poznałem ją dosyć dobrze. Jej największą zaletą jest świetnie zoptymalizowane oprogramowanie i na tyle odpowiednie podzespoły, aby zapewnić mi komfort używania, bez dawania mi powodów do irytacji. System jest płynny, a aplikacje nie zamykają się same z siebie. Nie udało mi się dać tej przystawce w kość na tyle, żeby Mi Box dostał zadyszki. Zapewne zrobiłyby to dostępne na system Android niektóre gry, ale ja (używając przystawki) skupiłem się na funkcjach użytkowych.
Co prawda, przy pierwszym uruchomieniu, możliwości systemu są dość ograniczone. Nie znajdziemy tu menedżera plików czy przeglądarki internetowej (to ostatnie mnie szczególnie zaskoczyło). Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby takowe pobrać, choćby ze sklepu Google Play. Osobiście korzystam z przeglądarki Puffin. Inną wykorzystywaną przeze mnie aplikacją jest Kodi, czyli popularny, międzyplatformowy program, tworzący z naszego urządzenia zaawansowane centrum multimedialne.
Warto dodać, (co powinienem napisać dużo wcześniej), że oprogramowanie w pełni działa w języku polskim. Inną, przydatną funkcją jest wyświetlanie na ekranie telewizora obrazu z naszych pozostałych urządzeń (smartfonów, tabletów, laptopów – również z ekosystemu Apple).
Przystawka miewa kaprysy
Wcześniej pochwaliłem Mi Boxa za płynność oprogramowania. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie zdarzyły mu się chwilowe przycięcia, które ze dwa lub trzy razy miały miejsce. Sporadycznie, urządzenie lubi zgubić połączenie z pilotem, którego trzeba ponownie sparować. Jednak dużo bardziej zaniepokoiła mnie sytuacja, kiedy pewnego dnia przystawka postanowiła się nie uruchomić. Na szczęście, wystarczyło jedynie odłączyć ją od prądu i podłączyć ponownie.
Estetów może zaboleć fakt, że chropowata faktura pilota od przystawki, potrafi się szybko rysować. Dodatkowo, jeśli mamy zamiar przetrzymywać w pamięci urządzenia filmy czy inne multimedia, musimy pomyśleć o zewnętrznym dysku.
Warto także zaopatrzyć się w huba USB, który dodatkowo posiada złącze Ethernet, dzięki czemu unikniemy ograniczeń sieci bezprzewodowej (prędkość) oraz zwiększymy ilość dostępnych portów USB.
Czy Xiaomi Mi Box 4K to dobry wybór?
Uważam, że tak. W dość małej kwocie otrzymujemy dobrze wykonane, praktyczne i odpowiednio wydajne urządzenie. Przede wszystkim, jest to świetne urządzenie dla ludzi, ceniących sobie wygodę i minimalizm. Muszę przyznać, że Android TV w wykonaniu Xiaomi, dał mi o wiele więcej satysfakcji z użytkowania, niż markowy (i dość drogi) telewizor od cenionej przeze mnie japońskiej korporacji.
Nie będzie to jednak dobry wybór dla osób, które koniecznie chciałyby, aby ich przystawka pracowała na najnowszym systemie operacyjnym. Producent nie postarał się o szybkie wydanie aktualizacji do systemu Android 7.0 Nougat, który od zeszłego roku istnieje dla tego urządzenia tylko w wersji beta. Mimo wielu poprawek, testowe oprogramowanie wciąż ma problemy z wieloma funkcjami czy nawet obsługą wszystkich czterech rdzeni procesora. Pojawiły się również plotki o Androidzie 8.0 Oreo. Obserwując jednak tempo prac nad wersją 7.0, uznaję to za marzenie ściętej głowy. Nie zanosi się więc na to, żeby Xiaomi zaktualizowało Mi Boxa przez oficjalny kanał dystrybucji. W czerwcu 2018 roku, przystawka otrzymała aktualizację do Androida Oreo.
Xiaomi Mi Box to dobry i przystępny cenowo sprzęt, o atrakcyjnym wyglądzie i wielu przydatnych funkcjach. Jeśli zadowala Ciebie jakość obrazu emitowanego przez Twój stary telewizor, nie musisz inwestować kilku tysięcy złotych, na kupno nowego, smart-odbiornika. Wystarczy odpowiednia przystawka. Myślę, że sprzęt od tego znanego, chińskiego producenta będzie odpowiednim wyborem.
Recenzja Xiaomi Mi 9 SE
Recenzja Xiaomi Mi 8
Recenzja Xiaomi Mi Max 2
Recenzja Xiaomi Redmi 5
Relacja z otwarcia Mi Store w Poznaniu
Reklama